WIERSZE w liceum
Stanisław Trembecki Wilk i baranek Racja mocniejszego zawsze lepsza bywa, zaraz wam tego dowiodę. Gdzie bieży krynica żywa, poszło jagniątko chlipać sobie wodę. Wilk tam naczczo nadszedłszy, szukając napaści, rzekł do baraniego syna: »A któż to ośmielił waści, że się tak ważysz mącić mój napitek? Nie ujdzie ci bezkarnie tak bezecna wina«. Baranek odpowiada, drżąc z bojaźni wszytek: »Ach, Panie dobrodzieju! racz sądzić w tej sprawie łaskawie. Obacz, że niżej
Arthur Rimbaud Samogłoski A czerń, E biel, I czerwień, U zieleń, O błękity Tajony wasz rodowód któregoś dnia ustalę: A, czarny i włochaty gorset lśniących wspaniale Much, co brzęczą w odorze, cień w zatokę zaszyty; E, blask pary, namiotów, lance w lodowej skale, Biali królowie, dreszcz pod baldaszkami ukryty; I, purpura, krwi struga z ust, pięknych warg rozkwity, Kiedy śmieją się w gniewie lub pokutniczym szale; U, cykle, opalowa gra
Cyprian Norwid Fortepian Szopena Do Antoniego C… La musique est une chose élrange! Byron L’art?… c’est l’art – et puis, voila tout. Béranger I Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie Nie docieczonego wątku — – Pełne, jak Mit, Blade, jak świt… – Gdy życia koniec szepce do początku: „Nie stargam Cię ja – nie! – Ja, u – wydatnię!…” II Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie, Gdy podobniałeś
Bema pamięci żałobny rapsod ,,Iusiurandum patri datum usque ad hanc diem ita servavi…” Annibal I Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz, Przy pochodniach, co skrami grają około twoich kolan? – Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan, Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz. – Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie, Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie. Trąby długie we łkaniu aż się
Cyprian Norwid Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie I Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, Że ci ze złota statuę lud niesie, Otruwszy pierwej?… Coś ty Italii zrobił, Alighieri?, Że ci dwa groby stawi lud nieszczery, Wygnawszy pierwej?… Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie, Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie, Okuwszy pierwej?… Coś ty uczynił swoim, Camoensie, Że po raz drugi grób twój grabarz trzęsie, Zgłodziwszy pierwej?… Coś ty, Kościuszko, zawinił
Miron Białoszewski Rozprawa o stolikowych baranach Fantazjo warszawskiej Pragi, masz asyryjskie rogi i jedną nogę —–czerwono ———-lakierowaną. O bazar! bazar! bazar! O baran! baran! baran! To jego profil —–– jak z lewej ręki – i jego baranica piękna – ach! dwa profile Nefretet z liworyzacją tete á tete. —–Cztery czerwone kropki uszu, —–Babilony —–trefione w srebra z tłuczonego lusterka —–i czerwone chorągiewki, —–kożuchów złote Homery, —–lazurowe cokoły. A dalej: barany
Zbyt wielu szło pod wodę. Tych z pierwszych okrętów, co skrzydłem zagarniały każdy wiatr, i z łódek walących rytmy wiosłem, posklejanych w domu, jak wiejski cieśla zdarzył – aby tylko tonąć umiały i z bulgotem zejść w pobojowisko między padlinę wraków. Tam co dzień nurkują nauczyciele – skrobać szkielety – by wszystko, jak wierzą, o ojczyźnie dobyć za perłę. A ona – ojczyzna nasza – także przez cieślę sklecona, niezdarna w swych granicach jak niezwrotny korab, kołysząca
Jan Kochanowski Tren IX Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze, Która (jesli prawdziwie mienią) wszytki żądze, Wszytki ludzkie frasunki umiesz wykorzenić, A człowieka tylko nie w anioła odmienić, Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje, Złym przygodom nie podległ, strachom nie hołduje. Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za fraszkę sobie, Jednaką myśl tak w szczęściu, jako i w żałobie Zawżdy niesiesz. Ty śmierci namniej sie nie boisz, Bespieczna,
Lament świętokrzyski (XV wiek) Posłuchajcie, bracia miła! Kcęć wam skorzyć krwawą głowę; Usłyszycie moj zamętek, Jen mi się stał w Wielki Piątek Pożałuj mię, stary, młody, Boć mi przyszły krwawe gody: Jednegociem Syna miała I tegociem ożalała. Zamęt ciężki dostał się mie, ubogiej żenie, Widzęć rozkrwawione me miłe narodzenie; Ciężka moja chwila, krwawa godzina, Widzęć niewiernego Żydowina, Iż on bije, męczy mego miłego Syna. Synku miły i wybrany, Rozdziel z matką swoją rany;
Pieśń – definicja gatunku Jan Kochanowski, który stworzył z zebranych w dwuksięgu pieśni dzieło wręcz doskonałe, nie miał, jeżeli chodzi o gatunek, żadnego rodzimego poprzednika. Sięgnął do tradycji rzymskiego poety Horacego, którego zbiór wierszy Carmina w epoce renesansu uznawany był za niedościgniony wzór liryki. Nazwa gatunku sugeruje, że mamy do czynienia z utworami przeznaczonymi do śpiewania, ale już w czasach Horacego miała ona tylko uzasadnienie historyczne. Początkowo teksty takie rzeczywiście śpiewano, a nierzadko także przy nich tańczono,
Jan Kasprowicz Przestałem się wadzić z Bogiem XI Przestałem się wadzić z Bogiem – Serdeczne to były zwady: Zrodziła je ludzka niedola, Na którą nie ma już rady. Tliło w mej piersi zarzewie, Materiał skier tak bogaty, Że jeno dąć w palenisko, A płomień ogarnie światy. Wiedziały o tym potęgi, Co gdzieś po norach drzemią Albo z bezczelną jawnością Jak mgły się włóczą nad ziemią. Wiedziały ci o tym moce, Które złośliwość popędza, By szły powiększać nędzę
Krzysztof Kamil Baczyński Elegia o… [chłopcu polskim] Oddzielili cię, syneczku, od snów, co jak motyl drżą, haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią, malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg, wyszywali wisielcami drzew płynące morze. Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć, gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami. Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg, Przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg. I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeży
Poeta – żołnierz – czasu kurz Basia miała ciało srebrne i szklane, pełne gwiazd skrzących w lustrzanym odbiciu. Krzysztof – był poetą „rozdwojonym w sobie”, bo: jeden z nas to jestem ja, którym pokocha! (…) a drugi z nas – to jestem ja, którym nienawiść drżgcg począł i nóż mi błyska… Poeta – żołnierz – czasu kurz Czy istnieje coś bardziej ulotnego niż kurz? Czasem ludzie stają się czymś w
Kazimiera Iłłakowiczówna Bóg jest wszędzie Nie można tego obejść. Bóg jest wszędzie, w każdym dziwnym i strasznym obrzędzie. Wywołuje Go nie tylko modlitw kadzidlany kwiat, ale szubienice i topór i kat. Bóg jest w sędzi, który sądzi krzywo, i w świadku, co przysięga na prawdę fałszywie, nie może nie być. I to mnie przestrasza. Bo jeśli – w świętym Piotrze, to także – w Judaszu; jeśli w Żydzie zamęczonym niewinnie
Kazimierz Wierzyński Rozmowa z Orfeuszem Powiedział mi wczoraj Orfeusz W knajpie „Pod księżycową rzęsą”: Nikt mnie już nie oszuka, Świat nie ma sensu, Sens ma sztuka. Przeszedłem próbę zaciekłą, Przeszedłem ciemność i piekło, Wszystko straciłem a żyję I tylko co nocy groza Jak szorstka pętla powroza Ściska mi szyję. Nie pocieszaj mnie, stary, i nie mów mi więcej, Że kiedy grałem, Tantal zapomniał o męce, Że Syzyf przestał toczyć pod górę swą skałę, Usiadł na
Kazimierz Wierzyński Józefowi Czapskiemu Biblia polska To nie są wiersze, poematy I polonezy karmazynów: To biblia, w której polskie światy Z ojców przenoszą się na synów. „Dziady”, „Irydion”, „Pan Tadeusz” Lub „Kordian”, policz owe dzieła I na pokoleń śpiew je przełóż – Co w nich ci zagra? – Nie zginęła. Sułkowski, który padł w Kairze, Dlatego znów się śnił piechurom W Tobruku nocą. On tam krzyże Ustawiał swoim sobowtórom. Dlatego
Julian Tuwim Rzecz czarnoleska Rzecz Czarnoleska – przypływa, otacza, Nawiedzonego niepokoi dziwem. Słowo się z wolna w brzmieniu przeistacza, Staje się tem prawdziwem. Z chaosu ład się tworzy, konieczność, Jedyność chwili, gdy bezmiar tworzywa Sam się układa w swoją ostateczność I woła, jak się nazywa. Głuchy nierozum, ciemny sens człowieczy Ostrym promieniem na wskroś prześwietlony, Oddechem wielkiej Czarnoleskiej Rzeczy Zbudzony i wyzwolony. Na tle epoki Rzecz czarnoleska została wydana przez Juliana Tuwima w zbiorze z 1929 roku
Józef Czechowicz Na wsi Siano pachnie snem siano pachniało w dawnych snach popołudnia wiejskie grzeją żytem słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach życie – pola – złotolite Wieczorem przez niebo pomost wieczór i nieszpór mleczne krowy wracają do domostw przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu Nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach
Hymn o miłości Gdybym mówił językiem ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie
Jan Kasprowicz Krzak dzikiej róży w ciemnych smreczynach I W ciemnosmreczyńskich skał zwaliska, Gdzie pawiookie drzemią stawy, Krzak dzikiej róży pąs swój krwawy Na plamy szarych złomów ciska. U stóp mu bujne rosną trawy, Bokiem się piętrzy turnia śliska, Kosodrzewiny wężowiska Poobszywały głaźne ławy… Samotny, senny, zadumany, Skronie do zimnej tuli ściany, Jakby się lękał tchnienia burzy. Cisza… O liście wiatr nie trąca, A tylko limba próchniejąca Spoczywa obok krzaku róży.