WIERSZE w liceum
Kazimierz Przerwa-Tetmajer Schnąca limba U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii, co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli. Cicho – grzmot słychać tylko huczącej kaskady. Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady limba: zżółkłe konary smutno na dół chyli, czując, że dłużej walczyć na próżno się sili i runie – wicher szumi jej hymny zagłady. Nie ona jedna toczy tę walkę bolesną: są
Jan Twardowski Suplikacje Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty – iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną – kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom – teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami – dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno – uśmiechnij się nade mną Czym jest wiersz? Utwór jest bardzo prosty, jak cała poezja księdza Twardowskiego, więc nie trudno też określić jego myśl przewodnią. W apostrofie podmiot zwraca się do Boga.
Rachunek w banku, rachunek w sklepie, rachunek za telefon…Człowiek dorosły ciągle coś rachuje, oblicza. Na ogół są to pieniądze. Pokwitowania, wyciągi z konta – przeliczamy, sprawdzamy, zastanawiamy się czy nas nie oszukany. Szelest przekładanych papierów, dźwięk przeliczanych monet. Na tym opieramy pewność swojego życia. I pośród tych wszystkich obliczeń pojawia się „rachunek sumienia”. Czyżby oksymoron? Wszak jak obliczyć, zmierzyć coś tak nieuchwytnego i nienamacalnego jak sumienie? Jan Twardowski Rachunek dla dorosłego Jak daleko odszedłeś od
Jan Twardowski Śpieszmy się Annie Kamieńskiej Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą zostaną po nich buty i telefon głuchy tylko to co nieważne jak krowa się wlecze najważniejsze tak prędkie że nagle się staje potem cisza normalna więc całkiem nieznośna jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy kiedy myślimy o kimś zostając bez niego Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
Johann Wolfgang Goethe Król Olszyn Kto jedzie tak późno wśród nocnej zamieci? To ojciec z dziecięciem jak gdyby wiatr leci. Chłopczynę na ręku piastując najczulej, Ogrzewa oddechem, do piersi go tuli. „Mój synu, dlaczego twarz kryjesz we dłonie?” „Czy widzisz mój ojcze? Król Olszyn w tej stronie, Król Olszyn w koronie, z ogonem jak żmija!” „To tylko, mój synu, mgła nocna się zwija.” „Chodź do mnie, chłopczyno, zapraszam najmilej, Pięknymi
Kazimierz Przerwa-Tetmajer Evviva l’arte Evviva l’arte! Człowiek zginąć musi – cóż, kto pieniędzy nie ma, jest pariasem, nędza porywa za gardło i dusi – zginąć, to zginąć jak pies, a tymczasem, choć życie nasze splunięcia niewarte: evviva l’arte! Evviva l’arte! Niechaj pasie brzuchy, nędzny filistrów naród! My, artyści, my, którym często na chleb braknie suchy, my, do jesiennych tak podobni liści, i tak wykrzykniem: gdy wszystko nic warte, evviva l’arte! Evviva l’arte!
Kazimierz Przerwa-Tetmajer Koniec wieku XIX Przekleństwo?… Tylko dziki, kiedy się skaleczy, złorzeczy swemu bogu, skrytemu w przestworze. Ironia?… lecz największe z szyderstw czyż się może równać z ironią biegu najzwyklejszych rzeczy? Idee?… Ależ lat już mineły tysiące, A idee są zawsze tylko ideami. Modlitwa?… lecz niewielu tylko jeszcze mami Oko w trójkąt wprawione i na świat patrzące. Wzgarda?… Lecz tylko głupiec gardzi tym ciężarem, którego wziąć na słabe nie zdoła ramiona. Rozpacz?… Więc
Jan Kasprowicz Z chałupy I Chaty rzędem na piaszczystych wzgórkach; Za chatami krępy sad wiśniowy; Wierzby siwe poschylały głowy Przy stodołach, przy niskich obórkach. Płot się wali; piołun na podwórkach; Tu rżą konie, ryczą chude krowy, Tam się zwija dziewek wieniec zdrowy W kraśnych chustkach, w koralowych sznurkach. Szare chaty! nędzne chłopskie chaty! Jak się z wami zrosło moje życie, Jak wy, proste, jak wy, bez rozkoszy… Dziś wy dla mnie wspomnień
Jan Kasprowicz Dies irae Trąba dziwny dźwięk rozsieje, ogień skrzepnie, blask ściemnieje, w proch powrócą światów dzieje. Z drzew świętości spadną liście Na Sędziego straszne przyjście, By świadectwo dać Psalmiście… A ty, psalmisto Pański, nastrój harfę swoją już na ostatni ton! Grzech krwią czarną duszę plami… Bez obrońcy staniem sami – Któż zlituje się nad nami? Kyrie elejson!… O, Boże! Ty bądź naszą łaską i obroną! Kyrie elejson! O, Głowo owinięta
Jan Andrzej Morsztyn Niestatek Prędzej kto wiatr w wór zamknie, prędzej i promień Słonecznych drobne kąski wżenie do kieszeni Prędzej morze burzliwe groźbą uspokoi, Prędzej zamknie w garść świat ten, tak wielki, jak stół, Prędzej pięścią bez swojej obrazy ogniowi Dobije, prędzej w sieci obłoki połowi, Prędzej płacząc nad Etną łzami ją zaleje, Prędzej niemy zaśpiewa i ten, co szaleje, Co mądrego przemówi; prędzej stała będzie Fortuna, i śmierć z
Daniel Naborowski Na oczy królewny angielskiej, która była za Fryderykiem, falcgrafem reńskim, obranym królem czeskim Twe oczy, skąd Kupido na wsze ziemskie kraje, Córo możnego króla, harde prawa daje, Nie oczy, lecz pochodnie dwie nielitościwe, Które palą na popiół serca nieszczęśliwe. Nie pochodnie, lecz gwiazdy, których jasne zorze Błagają nagłym wiatrem rozgniewane morze. Nie gwiazdy, ale słońca, pałające różno, Których blask śmiertelnemu oku pojąć próżno. Nie słońca, ale nieba, bo
Adam Naruszewicz Balon Gdzie bystrym tylko Orzeł polotem Pierzchliwe pogania ptaki, A gniewny Jowisz ognistym grotem Powietrzne przeszywa szlaki, Niezwykłych ludzi zuchwała para, Zwalczywszy natury prawa, Wznawia tor klęską sławny Ikara I na podniebiu już stawa. Nabrzmiały kruszców zgorzałych duchem, Krąg lekkiej przodkuje łodzi, Los dla niej rudlem, nici łańcuchem, Z wiatrami za pasy chodzi. Już im te złotą wyniosłe pychą Mocarskich siedlisk ogromy W gruzów nikczemnych potrząskę lichą Wzrok
Daniel Naborowski Krótkość żywota Godzina za godziną niepojęcie chodzi: [1] był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi. [2] Krótka rozprawa: jutro, coś dziś jest, nie będziesz, [6] a żeś był – nieboszczyka imienia nabędziesz. [3] Dźwięk, cień, dym, wiatr, błysk, głos, punkt – żywot ludzki słynie, [4] słońce więcej nie wschodzi to, które raz minie; kołem niehamowanym lotny czas uchodzi, [5] z którego spadł niejeden, co na starość godzi.
Anna Kamieńska Prośba o ciszę Przyjdź ciszo urodzajny deszczu napełnij uszy milczeniem swych ogromnych basetli rozpluskaj swoje lutnie skrzypce dudy tambury połącz strunami niebo z ziemią niech stanie się tak cicho jakby śnieg spadł przed świtem tak cicho by w tej ciszy słychać było szept zmarłych Zstąp ciszo gołębico przedrzyj się białym piórem przez obręcz żelazną huku wokół wrzącej planety spadnij rosą na wargi oczyść z wszelkiego zgiełku daj się
Antoni Słonimski Elegia miasteczek żydowskich Nie masz już, nie masz w Polsce żydowskich miasteczek, W Hrubieszowie, Karczewie, Brodach, Falenicy Próżno byś szukał w oknach zapalonych świeczek, I śpiewu nasłuchiwał z drewnianej bóżnicy. Znikły resztki ostatnie, żydowskie łachmany, Krew piaskiem przysypano, ślady uprzątnięto I wapnem sinym czysto wybielono ściany Jak po zarazie jakiejś lub na wielkie święto. Błyszczy tu księżyc jeden, chłodny, blady, obcy, Już za miastem na szosie, gdy noc
Czesław Miłosz Walc Już lustra dźwięk walca powoli obraca I świecznik kołując odpływa w głąb sal. I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza, Sto luster odbija snujący się bal. I pyły różowe jak płatki jabłoni, I skry, słoneczniki chwiejących się trąb Rozpięte szeroko jak krzyże w agonii Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk. I krążą w zmrużone swe oczy wpatrzeni, I jedwab szeleści o nagość, ach cyt…
Bronisław Maj * * * (Kto da świadectwo tym czasom…) Kto da świadectwo tym czasom? Kto zapisze? Bo przecież nikt z nas: za długo tu żyliśmy, za głęboko wchłonęliśmy tę epokę, zbyt wierni, by móc o niej powiedzieć prawdę. W ogóle – mówić prawdę. Wierny: mówię „sprawiedliwość”, a myślę o mrocznym szczęściu zemsty, mówię „godność”, a pragnę narzucenia swojej woli, mówię „troska”, a myślę „my” i „oni”, i – „co ze mną zrobili”. Nic więcej nie mam na
Czesław Miłosz Szedłem dzisiaj przez ogród Szedłem dzisiaj przez ogród od wiosny zamglony alejami skąd widać ulicy zwaliska. Wiatr tu rozwiewa murów popalonych złomy, skrzypi żwir. Kropla deszczu i drzew na czoło pryska. Jakieś pary na szczątkach ławek. Niebo chmurne. W taką wiosnę przystanąć, na ścieżce rysować i z myśli wszystkich wrogich, walących się szturmem jedną wybrać, jak łódkę wiozącą przez powódź. Więc myślałem kim jestem. Jestem człowiek nagi, co
Motto: Choć się natura troistym grodzi Ze stali murów opasem, Rozum człowieczy wszędy przechodzi Niezłomny pracą i czasem. Tymi on wsparty, bory wędrowne Burzliwym morzom poruczył, Wydarł z otchłani kruszce kosztowne I skakać głazy nauczył. (Adam Naruszewicz Balon) Czesław Miłosz Zaklęcie Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony. Ani krata, ni drut, ni oddanie książek na przemiał, Ani wyrok banicji nie mogą nic przeciw niemu. On ustanawia w języku powszechne idee I prowadzi
Czesław Miłosz Wieść O ziemskiej cywilizacji co powiemy? Że był to system kolorowych kul, z zadymionego szkła, W którym zwijała się i rozwijała nitka świetlnych płynów. Albo że było to zbiorowisko pałaców promieniopodobnych Wystrzelających z kopuły o zamczystych wrotach Za którymi chodziła potworność bez twarzy. I że co dzień miotano losy, a komu wypadło nisko, Prowadzony był tam na ofiarę: starcy, dzieci, chłopcy i dziewczęta. Inaczej też może powiemy: że mieszkaliśmy w złotym runie, W tęczowej sieci,