Tag "poezja współczesna"
Wisława Szymborska Sto pociech Zachciało mu się szczęścia, zachciało mu się prawdy, zachciało mu się wieczności, patrzcie go! Ledwie rozróżnił sen od jawy, ledwie domyślił się, że on to on, ledwie wystrugał ręką z płetwy rodem krzesiwo i rakietę, łatwy do utopienia w łyżce oceanu, za mało nawet śmieszny, żeby pustkę śmieszyć, oczami tylko widzi, uszami tylko słyszy, rekordem jego mowy jest tryb warunkowy, rozumem goni rozum słowem: prawie nikt, ale wolność mu
Zbigniew Herbert Pan Cogito rozmyśla o cierpieniu Wszystkie próby oddalenia tak zwanego kielicha goryczy – przez refleksję opętańczą akcję na rzecz bezdomnych kotów głęboki oddech religię – zawiodły należy zgodzić się pochylić łagodnie głowę nie załamywać rąk posługiwać się cierpieniem w miarę łagodnie jak protezą bez fałszywego wstydu ale także bez pychy nie wywijać kikutem nad głowami innych nie stukać białą laską w okna sytych pić wyciąg gorzkich ziół ale nie do
Zbigniew Herbert Dlaczego klasycy (1) 1. W księdze czwartej Wojny Peloponeskiej (2) Tucydydes opowiada dzieje swej nieudanej wyprawy pośród długich mów wodzów bitew oblężeń zarazy gęstej sieci intryg dyplomatycznych zabiegów (3) epizod ten jest jak szpilka w lesie kolonia ateńska Amfipolis wpadła w ręce Brazydasa ponieważ Tucydydes spóźnił się z odsieczą (4) zapłacił za to rodzinnemu miastu dozgonnym wygnaniem (5) exulowie wszystkich czasów wiedzą jaka to cena (6) 2. generałowie ostatnich wojen
Zbigniew Herbert Apollo i Marsjasz Właściwy pojedynek Apollona z Marsjaszem (słuch absolutny contra ogromna skala) odbywa się pod wieczór gdy jak już wiemy sędziowie przyznali zwycięstwo bogu mocno przywiązany do drzewa dokładnie odarty ze skóry Marsjasz krzyczy zanim krzyk dojdzie do jego wysokich uszu wypoczywa w cieniu tego krzyku wstrząsany dreszczem obrzydzenia Apollo czyści swój instrument tylko z pozoru głos Marsjasza jest monotonny i składa się z jednej samogłoski A
Zbigniew Herbert Mona Lisa przez siedem gór granicznych kolczaste druty rzek i rozstrzelane lasy i powieszone mosty szedłem – przez wodospady schodów wiry morskich skrzydeł i barokowe niebo całe w bąblach aniołów – do ciebie Jeruzalem w ramach stoję w gęstej pokrzywie wycieczki na brzegu purpurowego sznura i oczu no i jestem widzisz jestem nie miałem nadziei ale jestem pracowicie uśmiechnięta smolista niema i wypukła jakby z soczewek zbudowana na
Zbigniew Herbert Odpowiedź To będzie noc w głębokim śniegu który ma moc głuszenia kroków w głębokim cieniu co przemienia ciała na dwie kałuże mroku leżymy powstrzymując oddech i nawet szept najlżejszy myśli jeśli nas nie wyśledzą wilki i człowiek w szubie dokołysze na piersi szybkostrzelną śmierć poderwać trzeba się i biec w oklasku suchych krótkich salw na tamten upragniony brzeg wszędzie ta sama ziemia jest nauczą mądrość wszędzie człowiek białymi
Na tle epoki: Potęga smaku jest utworem silnie związanym z realiami historycznymi (totalitaryzm w powojennej Polsce, wpływ komunizmu na kulturę, sztukę, system wartości…). Wywodzący się ze Lwowa Herbert przeżył okupację sowiecką w latach 1939-1941, nie miał więc żadnych złudzeń co do nowego systemu. Po latach powiedział Jackowi Trznadlowi (Hańba domowa): „Tacy jak ja uważali, że rok 1945 to nie jest żadne wyzwolenie, tylko po prostu najazd, dalsza, dłuższa, znacznie trudniejsza do
1. Co oznacza tytułowy głos wewnętrzny? Sumienie, wewnętrzny imperatyw moralny, autorytet podpowiadający, co robić. Dodatkowy punkt jeśli dostrzeżesz, że to sformułowanie odwołuje się do pewnej tradycji filozoficznej – mianowicie do tradycji stoickiej, skądinąd bliskiej Herbertowi. Stoicy zalecali ludziom wyzbycie się namiętności, dążenie do umiaru i harmonii, zaś głos wewnętrzny, który prowadzi człowieka, nazywali daimonionem, iskrą bożą, bożym podszeptem w człowieku. Na przykład Diogenes pisał: „I to jest właśnie cnotą szczęśliwego człowieka i szczęściem
Stanisław Grochowiak Lekcja anatomii Panowie człowiek ten Ozdobny barwą rzeczy Dostojny niby owoc odjęty delikatnie Uprzejmie Poda wam Świecenie swego wnętrza Więc wpierw odrzućmy to Co napęczniało na nim Niech pan z prawicy Zechce Łagodnie zsupłać maskę Ta maska jest jedwabna Panowie spojrzą Śmielej Za miesiąc dwa lub rok Stwardniałaby na kamień Kto z panów ją obmyje Najlepiej płukać octem A pocałunki zdjąć Ligniną Jałowioną Panowie Siatka krzywd Obleka nawet stopy Panowie
Stanisław Grochowiak Rozbieranie do snu Chodzimy razem Po tym wielkim wnętrzu Ona w smołowej Ja w błękitnej sukni Ona z zaledwie Zieloną łysiną I tu Powiada Będzie gwóźdź najpierwszy Tutaj powiesisz Cytrę obu rąk A czy ten szczygieł Może w nich? Ja pytam Ona jest głucha w obu czarnych gwiazdach I tu Powiada Będzie gwóźdź następny Tutaj powiesisz Srebrny woal płuc A czy ta róża Może w nich? Ja pytam
Stanisław Grochowiak Rozmowa o poezji Od – do Lieberta… Dziewczyna: Czy pan ją widzi? Czy ona się śni? Czy też nadbiega – nagła jak z pagórka? Poeta: Ona wynika z brodawek ogórka… Dziewczyna: Pan kpi. Pan ją jedwabnie – pan ją jak motyla Po takich złotych i okrągłych lasach… To jest jak z Dafnis bardzo czuła chwila… Poeta: Owszem. Jak ostro Całowany tasak. Dziewczyna: Rozumiem pana. Z wierzchu ta ironia, A spodem czułość podpełza ku sercu…
Miron Białoszewski Rozprawa o stolikowych baranach Fantazjo warszawskiej Pragi, masz asyryjskie rogi i jedną nogę —–czerwono ———-lakierowaną. O bazar! bazar! bazar! O baran! baran! baran! To jego profil —–– jak z lewej ręki – i jego baranica piękna – ach! dwa profile Nefretet z liworyzacją tete á tete. —–Cztery czerwone kropki uszu, —–Babilony —–trefione w srebra z tłuczonego lusterka —–i czerwone chorągiewki, —–kożuchów złote Homery, —–lazurowe cokoły. A dalej: barany
Zbyt wielu szło pod wodę. Tych z pierwszych okrętów, co skrzydłem zagarniały każdy wiatr, i z łódek walących rytmy wiosłem, posklejanych w domu, jak wiejski cieśla zdarzył – aby tylko tonąć umiały i z bulgotem zejść w pobojowisko między padlinę wraków. Tam co dzień nurkują nauczyciele – skrobać szkielety – by wszystko, jak wierzą, o ojczyźnie dobyć za perłę. A ona – ojczyzna nasza – także przez cieślę sklecona, niezdarna w swych granicach jak niezwrotny korab, kołysząca
Kazimierz Wierzyński Rozmowa z Orfeuszem Powiedział mi wczoraj Orfeusz W knajpie „Pod księżycową rzęsą”: Nikt mnie już nie oszuka, Świat nie ma sensu, Sens ma sztuka. Przeszedłem próbę zaciekłą, Przeszedłem ciemność i piekło, Wszystko straciłem a żyję I tylko co nocy groza Jak szorstka pętla powroza Ściska mi szyję. Nie pocieszaj mnie, stary, i nie mów mi więcej, Że kiedy grałem, Tantal zapomniał o męce, Że Syzyf przestał toczyć pod górę swą skałę, Usiadł na
Kazimierz Wierzyński Józefowi Czapskiemu Biblia polska To nie są wiersze, poematy I polonezy karmazynów: To biblia, w której polskie światy Z ojców przenoszą się na synów. „Dziady”, „Irydion”, „Pan Tadeusz” Lub „Kordian”, policz owe dzieła I na pokoleń śpiew je przełóż – Co w nich ci zagra? – Nie zginęła. Sułkowski, który padł w Kairze, Dlatego znów się śnił piechurom W Tobruku nocą. On tam krzyże Ustawiał swoim sobowtórom. Dlatego
Józef Czechowicz Na wsi Siano pachnie snem siano pachniało w dawnych snach popołudnia wiejskie grzeją żytem słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach życie – pola – złotolite Wieczorem przez niebo pomost wieczór i nieszpór mleczne krowy wracają do domostw przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu Nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach sypie się gwiazd błękitne próchno chmurki siedzą przed progiem w murawie to kule białego puchu dmuchawiec Księżyc idzie srebrne chusty prać świerszczyki świergocą w stogach
Ewa Lipska My My – rocznik powojenny otwarty na oścież – w pełnokomfortowym stanie swojego ciała czytamy Sartre’a i książki telefoniczne. Rozważamy uważnie wszelkie trzęsienia ziemi. My. Rocznik powojenny ze spokojnych doniczek. Wyprowadzony z bezspornych statystycznych wyliczeń. Nie dosłyszany w hałasie początku. Cierpiący na bezsenność i do ćmy podobny. Powołany do koncentracji nad. Do naszych dni prowadzą zardzewiałe drzwi. Schody które przeżyły hodowcę kanarków. Wodospad kroków. Pogrzeb z orkiestrą. I
Ewa Lipska Jeśli istnieje Bóg Jeśli istnieje Bóg – będę u niego na obiedzie. Zamiast światła: czerwony głóg. Anioł po mnie samochodem przyjedzie. Gołębice obłoków tłustych będą się trzepotały na składanym stole. Będziemy pili z dzbanów pustych święconą wodę i wolną wolę. Jeżeli nawet Bóg ma krótkie palce może i tak z nich wyssać wieczność. Jeżeli Bóg jest poliglotą może tłumaczyć święte wiersze do antologii jeszcze świętszej od przenajświętszej kropli pierwszej z której urosła rzeka.
Wisława Szymborska Cień Mój cień jak błazen za królową. Kiedy królowa z krzesła wstanie, błazen nastroszy sie na ścianie i stuknie w sufit głupią głową. Co może na swój sposób boli w dwuwymiarowym świecie. Może błaznowi źle na moim dworzei wolałby się w innej roli. Królowa z okna się wychyli, a błazen z okna skoczy w dół. Tak każdą czynność podzielili, ale to nie jest pół na pół. Ten prostak
Wciąż o Ikarach głoszą *** Wciąż o Ikarach głoszą – choć doleciał Dedal, jakby to nikłe pierze skrzydłom uronione, chuda chłopięca noga zadarta do nieba – znaczyła wszystko. Jakby na obronę dano nam tyle męstwa, co je ćmy gromadzą skwiercząc u lampy objawiają… Jeśli poznawszy miękkość wosku umiemy dopadać wybranych brzegów – mijają nas w pieśni Tak jak mijają chłopca albo mu się dziwią że nie patrzy w Ikary… Brueghel, co osiwiał pojmując ludzi, oczy