Słowacki wierzył, że triumf tego, co genialne, jest nieunikniony, że jego „będzie za grobem zwycięstwa”. W testamencie poetyckim, jaki pozostawił potomnym, wśród wielu wątków pobrzmiewa horacjańska nuta „non omnis moriar” („nie wszystek umrę”):
„Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic … tylko czoło zdobić,
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba – w aniołów przerobi.”
Współcześni poecie nigdy nie zrozumieli jego twórczej wielkości, dla następnych pokoleń, zwłaszcza tych uwikłanych w pułapki historii, znaczył bardzo wiele. Słynna książka Aleksandra Kamiñskiego Kamienie na szaniec, stanowiąca kronikę tragicznych doświadczeń generacji Kolumbów, nosi tytuł zaczerpnięty z cytowanego wyżej wiersza Testament mój. To najlepszy dowód działania owej „siły fatalnej”, która pozostała po poecie i pozwoliła młodym żołnierzom z rocznika 20, prawie sto lat od daty napisania wiersza, wypełnić poetyckie przesłanie. Współcześni pisarze nie pozostali obojętni wobec twórczości autora Kordiana.
Ernest Bryll w wierszu Lekcja polskiego – Słowacki polemizował z kultem romantycznego ofiarnictwa, Stanisław Dygat w Jeziorze Bodeńskim parodiował monolog Kordiana na Mont Blanc. Gombrowiczowska lekcja polskiego, podczas której profesor Bladaczka usiłował przekonać uczniów, iż „Słowacki wielkim poetą był”, należy już do klasyki. I bez względu na to, co twierdził krnąbrny uczeń Gałkiewicz, wykrzykując przerażonemu Bladaczce, że Słowackiego „nikt nie czyta oprócz nas, którzy jesteśmy w wieku szkolnym, i to tylko dlatego, że nas zmuszają siłą…”, spójrzmy na postać naszego romantycznego wieszcza i na jego twórczość z należnym poecie uznaniem, analizując jej główne motywy.
Samotność romantyka
Słowacki był wychowywany przez matkę, Salomeę Bécu w izolacji od rówieśników, w otoczeniu ludzi dorosłych stanowiących elitę intelektualną. Miał duże ambicje, ale ani w trakcie nauki w krzemienieckim liceum, ani podczas studiów na Uniwersytecie Wileñskim nie potrafił odnaleŹć się w środowisku studenckim. Jego jedyny przyjaciel, Ludwik Spitznagel popełnił samobójstwo. Miłość do starszej od siebie Ludwiki Śniadeckiej, córki profesora Jędrzeja Śniadeckiego przyniosła mu gorycz i rozczarowanie. Po upadku powstania listopadowego, żył na emigracji w cieniu „Boga polskiego Parnasu”, Adama Mickiewicza.
Podczas romantycznej podróży po krajach Bliskiego Wschodu ugruntował w sobie przekonanie, że jest nieodwołalnie skazany na los wiecznego wędrowca. Samotność swoją odczuwał dotkliwie, pisał o niej w wielu utworach. Wiersze Rozłączenie, Hymn, Grób Agamemnona, Testament mój to w pewnej mierze przetransponowana artystycznie biografia poety – samotnika.
Rozłączenie napisał podczas pobytu w Szwajcarii, w niewielkiej, alpejskiej miejscowości Veytoux, położonej nad jeziorem Lemon. Rok wcześniej odbył wraz z rodziną Wodzińskich wycieczkę w Alpy Bermeńskie. Góry olśniły go swoją urodą. Dla Polaka przywykłego do nizinnych krajobrazów, alpejska sceneria była czymś niezwykłym, a jezioro otoczone górskimi szczytami stanowiło widok niemalże egzotyczny. Bezpośrednia obserwacja niepowtarzalnego piękna gór skłoniła poetę do prywatnych wyznań. Centralnym elementem struktury wiersza jest podmiot liryczny i świat jego uczuć wewnętrznych (a nie adresatka wiersza Maria Wodzińska). Poeta nie wyraża ich bezpośrednio. Dokonuje prezentacji pejzażu, która jest naprawdę niezwykła, w niczym nie przypomina nużącego opisu. Dynamika obrazu, zmienność, malarskość, spiętrzenie metafor, to wszystko tworzy w rezultacie niesamowity, niecodzienny spektakl natury, widowisko pełne grozy i swoistej dramaturgii.
Poeta ukazuje krajobraz w wielu wariantach sytuacyjnych; w dzień i w nocy, w promieniach poranka, w świetle księżyca, w strugach deszczu. Dzięki poetyce detalu wydobywa gamę najbardziej kontrastowych barw i odcieni – światło księżyca osrebrza góry, promienie słońca nadają im złotą, ciepłą tonację, czerń nocy kontrastuje z jasnością dnia, błękit jeziora, szafir skał potęgują malarskość opisu.
Dramaturgia, niesamowite efekty, które podmiot liryczny w akcie twórczym wydobywa z otaczającej rzeczywistości, są demonstracją świata uczuć – nad wyraz intensywnych i dramatycznych, spośród których najbardziej dominującym okaże się samotność.
Podmiot mówiący demontuje tragiczny układ elementów krajobrazu – powala niebo i dzieli je wraz z jeziorem na połowę – aby w ten sposób dać wyraz swojej osobistej rozpaczy wynikającej z sytuacji rozłączenia z bliską osobą. W efekcie jednak skażony pesymistycznym przeświadczeniem o niemożności ponownego z nią spotkania wyraża zgodę na swój tułaczy, samotny los.
W roli samotnego wędrowca prezentuje się Słowacki w Hymnie powstałym w trakcie podróży statkiem do Aleksandrii. Oto poeta oddalony od rodzinnych stron, wtopiony w bezkres przestrzeni staje się anonimowym pielgrzymem. Nie wzbudza zainteresowania, inni podróżni są obojętni na jego los. Jedynym godnym słuchaczem wydaje mu się Bóg i tylko wobec niego poeta zdobywa się na bardzo ludzki akt żalu i rozpaczy. Obserwując przepiękny zachód słońca, dzieło Boga-Artysty o nieobliczalnych możliwościach kreacyjnych, podejmuje z nim dyskusję o kształcie świata. Chce dyskutować, bo nie rozumie rzeczywistości, która skazuje go na wieczną tułaczkę donikąd i nie zgadza się na swój własny, człowieczy los, podporządkowany okrutnym prawom przemijania. Wpisany w przeróżne perspektywy (czasowe, przestrzenne, egzystencjalne) nie jest w stanie ogarnąć ich wszystkich jednocześnie.
Jawi się więc jako postać zagubiona we wszystkich płaszczyznach, przytłoczona poczuciem ich nieskończoności i bezwzględności. Poszukuje czegoś, co mogłoby potwierdzić jego podmiotowość. Tym potwierdzeniem staje się zdolność przeżywania – serce wrażliwe i delikatne.
To ono nobilituje człowieka, zaświadcza o jego wyjątkowości i w rezultacie uprawnia do rozmowy z Bogiem bez szczególnej wobec niego pokory. Poeta staje zatem w obliczu boskiego majestatu, by mówić o swoich uczuciach, o samotności, której przyczyn upatruje w niedoskonałym kształcie świata stworzonego przez Boga.
Samotność Słowackiego to jednocześnie samotność poety nie znajdującego uznania wśród współczesnych. W Grobie Agamemnona autor pisze:
To los mój senne królestwa posiadać,
Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych…
Posępna, przytłaczająca atmosfera grobowca wielkiego bohatera starożytności skłania poetę do zadumy nad własnym losem, do refleksji o obojętności otoczenia, o niewdzięcznym, gorzkim losie artysty odrzuconego przez słuchaczy. Myśl ta powróci w wierszu Testament mój:
„Co do mnie – ja zostawiłem maleñką tu drużbę
Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;
Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę
I zgodziłem się tu mieć – niepłakaną trumnę.”
Świadomość niezrozumienia i odtrącenia przy jednoczesnej akceptacji takiego stanu rzeczy przydaje poecie wielkości tragicznej. Okazuje się, że ten który zgodził się iść przez życie „bez świata oklasków”, podejmował w swej twórczości najbardziej ważkie kwestie.
Sąd o Polsce i Polakach
Gdy wybucha powstanie listopadowe Słowacki, głęboko zaangażowany w sprawy kraju przyjął na siebie funkcję barda polskiej rewolucji niepodległościowej. Tworzył tyrtejskie wiersze inspirujące do walki Hymn („Bogurodzico…”) i Odę do wolności. Gdy powstanie zgasło, dokonał bezwzględnego obrachunku z jego przywódcami, wskazał przyczyny klęski. W genewskim pensjonacie pani Pattey napisał Kordiana, a po powrocie z romantycznej podróży na Bliski Wschód Grób Agamemnona. W tych dwóch tekstach sformułował swój sąd o Polsce i Polakach.
Otwierająca Kordiana scena Przygotowania odsłania ponurą prawdę o nieudolności polskiej generalicji. Jest ukształtowana na wzór szekspirowski. Pojawiają się w niej postaci romantycznego świata grozy – diabły i czarownice kreują historię, z wielkiego kotła wynurzają się stworzone przez nich postacie, mające wpływ na przebieg powstania. Kolejno pojawiają się: Chłopicki, Czartoryski, Skrzynecki, Niemcewicz, Lelewel, Krukowiecki. Autor tworząc karykaturalne sylwetki przywódców, formułuje jednocześnie rejestr zarzutów. Brak strategii walki, opieszałość w podejmowaniu decyzji, ugodowość wobec zaborcy, tchórzliwość, błędna ideologia zakładająca, że powstanie ma być tylko rewolucją szlachecką, wreszcie zdrada narodowa, jakiej dopuszcza się ostatni dyrektor powstania, to bagaż obciążający sumienia generałów polskiego zrywu niepodległościowego.
Kordian to również dramat o niedojrzałości młodych powstańców.
Uformowana polemicznie wobec Mickiewiczowskiej koncepcji prometeizmu, postać Kordiana uosabia zasadnicze polskie wady narodowe, akcentuje rozdźwięk między pragnieniem czynu a niemożnością jego spełnienia.
Kordian, mdlejący przed drzwiami sypialni cara, staje się symbolem tragicznej, polskiej niemocy. Mizerne, praktycznie żadne efekty jego wielkiego fanatycznego poświęcenia podają w wątpliwość romantyczną koncepcję indywidualizmu, uzmysławiają jednocześnie słabość psychiczną uczestników powstania, ich wewnętrzne lęki i niepokoje. Szlachetni marzyciele, rozdarci między sprzecznymi racjami nie są w stanie działać skutecznie.
Przyczyn narodowej klęski Słowacki poszukuje też znacznie głębiej: w sarmackiej przeszłości, w kultywowaniu narodowych przywar. Czerwony kontusz, symbol narodowej i stanowej megalomanii, szlacheckiej prywaty, fanatycznego przywiązania do władzy przywileju pojawia się w utworze Grób Agamemnona. „Dusza anielska” uwięziona w „czerepie rubasznym” ucieleśnia Polskę światłą, pragnącą podźwignąć się z upadku, ale spętaną łańcuchem szlacheckiego konserwatyzmu, warcholstwa, pieniactwa i awanturnictwa. Autor wyraźnie sugeruje, że fundament dla narodowego bankructwa przygotowała sarmacka ideologia. Polska przybrana w poddañcze szaty nie sprostała wyzwaniu rzuconemu przez historię. Okazała się tchórzliwa, zabrakło jej woli walki.
Poeta zestawia obraz męstwa żołnierzy Leonidasa, do końca walczących pod Termopilami i powstańców, którzy na rozkaz Krukowieckiego złożyli broń, gdy walka była jeszcze możliwa.
Polemiki i rozprawy
Słowacki był nie tylko bezwzględnym sędzią, roztrząsającym przyczyny narodowego upadku, przejawiał również pasję polemisty. Odważnie dyskutował z programami poetyckimi i politycznymi, błyskotliwie odpierał ataki wymierzone w jego osobę. Świadectwem polemik toczonych z przeciwnikami są między innymi Kordian i Beniowski.
Uformowana aluzyjnie do Konrada postać Kordiana uosabia typ romantycznego poety i indywidualisty, pragnącego samotnie dokonać tytanicznego dzieła, wierzącego w sens poświęcenia jednostki za wolność zbiorowości. W zderzeniu z rzeczywistością program ten okazuje się kompletnie nieskuteczny.
Naiwną iluzją jest również wiara w potęgę poetyckiego słowa, mającego, według Mickiewicza, moc kreowania historii. Podniosłe przemówienie Kordiana do spiskowców nie odnosi żadnego skutku. W efekcie bohater jako jedyny uczestnik sprzysiężenia podchorążych, decyduje się dokonać zamachu na cara. Po nieudanej próbie, Kordian trafia do szpitala dla obłąkanych. Tutaj doktor o satanicznym wyglądzie pokazuje mu dwóch szaleñców. Pierwszy twierdzi, że dźwiga krzyż, do którego przybili Chrystusa, drugi, niczym mitologiczny Atlas, stara się podtrzymać niebo, by nie runęło na ziemię i nie zgasiło ludzkości. Pierwszy to karykatura Mickiewiczowskiej wersji mesjanizmu zawartej w Widzeniu księdza Piotra oraz w Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego, drugi to szydercze ucieleśnienie romantycznych idei, głoszących apoteozę indywidualizmu, tytanizmu, prometeizmu. Odnajdzie w nich Kordian część samego siebie, zrozumie, że był tylko żałosną karykaturą patrioty – spiskowca, że wyznawał chore, utopijne idee, że w gruncie rzeczy działać należy inaczej, bo mesjanizm jest ideologią ludzi obłąkanych. Ukształtowane w ten sposób losy bohatera podważają zasadność sformułowanego w III części Dziadów i Księgach narodu... programu zarówno poetyckiego jak i politycznego, sugerują konieczność rewizji dotychczasowych ideałów i poszukiwania nowych.
Beniowskiego napisał Słowacki jako generalną polemikę z krytykami skupionymi wokół czasopisma Młoda Polska, a także osobistą polemikę z Mickiewiczem, zawierającą wyraźne aluzje do uczty u Januszkiewicza. Paryski księgarz urządził ją na cześć Mickiewicza, po tym, jak objął katedrę w College de France. Na przyjęciu pojawiła się polska elita intelektualna na emigracji, w tym również Słowacki. Nieprzychylna poecie prasa emigracyjna, oświadczyła, że w trakcie wygłaszanych przez obydwu wieszczów improwizacji, Mickiewicz odmówił Słowackiemu miana poety.
Rozgoryczenie Słowackiego pogłębiła napisana przez Stanisława Ropelewskiego tendencyjna recenzja Balladyny, ośmieszająca nowatorskie pomysły (Słowacki wyzwał nawet Ropelewskiego na pojedynek, ale ten konfliktu nie rozstrzygnął). Wyszydzany, głęboko urażony poeta postanowił rozprawić się z przeciwnikami (w tym z Mickiewiczem), posługując się ich własną bronią, czyli drwiną, ironią, szyderstwem. Zarzucił im naiwność, głupotę, tchórzostwo, małostkowość. Atakował ich program polityczny oparty na zasadzie lojalizmu wobec caratu i podporządkowania się papiestwu.
W Beniowskim odsłonił całą gamę swoich możliwości twórczych. Udowodnił, że jest w stanie zrealizować się w każdej konwencji literackiej. Zmieniał więc co chwila właściwości gatunkowe utworu: z gawędy szlacheckiej przekształcał go w poemat filozoficzny, aby za moment wprowadzić konwencję poematu heroicznego, rozprawy, powieści czy deklaracji ideowej.
Z niebywałą łatwością żonglował różnymi formami i stylami wypowiedzi. Romantyczną metaforykę łączył z barokową ornamentyką i słownictwem szlacheckiego zaścianka, wyznania prywatne zestawiał z liryką retoryczną. W jednej z dygresji w Pieśni V Słowacki krytykuje autora III części Dziadów, zarzucając mu służebność wobec papieża i słowianofilstwo. Potrafi natomiast zdobyć się na obiektywną ocenę twórczości Mickiewicza, uznaje jego wielkość i geniusz poetycki. Sam jednak nie korzy się przed poetą, świadomy jest skali własnego talentu, dlatego też polemikę z Mickiewiczem koñczy znamiennymi słowami:
„Bądź zdrów – a tak żegnają się nie wrogi,
Lecz dwa na słońcach swych przeciwnych
– Bogi”.
Odpowiedzi i rozwiązania
Dyskusje i polemiki prowadziły poetę do poszukiwania nowych ideałów, do formułowania nowym programów politycznych i poetyckich. Znajomość z mistykiem, Andrzejem Towiańskim, doprowadza poetę do stworzenia własnej propozycji filozoficznej, której założenia przedstawił w Genezis z Ducha.
Punktem wyjścia dla tej koncepcji jest teza, że świat ma charakter duchowy i dąży bez przerwy do osiągnięcia wyższego stopnia doskonałości. Materia stanowi jedynie formę, jaką duchy nieustannie tworzą. Przejście od niższego do wyższego stanu doskonałości dokonuje się w sposób gwałtowny, rewolucyjny, duch musi bowiem zniszczyć starą powłokę, by odrodzić się w nowej, doskonalszej formie. W tym kontekście destrukcja, jaką niesie ze sobą rewolucja otrzymuje wymiar optymistyczny – to tylko unicestwienie starej, zewnętrznej skorupy, niezbędne, aby wspiąć się na wyższy poziom doskonałości.
Wizję genezyjskiej rewolucji nakreślił poeta w wierszu Uspokojenie. Ustylizował ją na wzór efektywnego, malarsko-muzycznego widowiska. Akcję umiejscowił w mrocznych realiach warszawskiej Starówki. Ciemność zatarła kontury, przedmioty utraciły swój kształt, trwa gra efektów świetlnych i dźwiękowych. Ogniste płomienie latarni, błyski świateł w oknach, blask czerwonej zorzy polarnej towarzyszą wrzaskom kamieni, grzmotom i świstom wichru (wygrywa on melodię na kolumnie Zygmunta). Bogaty sztafaż poetycki ma symbolizować, zgodnie z założeniami filozofii genezyjskiej, ową niezbędną dla uzyskania wyższego stopnia doskonałości „mękę ciał”. Porównanie śmierci rewolucjonistów do agonii Machabeusza przywalonego cielskiem zabitego słonia, a całej rewolucji do sycylijskiego wołu – potwornego narzędzia tortur, z którego dobiegały głosy męczonych ludzi – wzmacnia ten efekt. Uczestnikami wypadków są nie tylko robotnicy, lecz wszystkie elementy przestrzeni: kamienice, kolumna Zygmunta, katedra św. Jana, zorza i wicher „z aniołów pańskich”. Każdy element rzeczywistości podlega takim samym prawom jak człowiek – twierdziła filozofia genezyjska. W obrazie Słowackiego Stare Miasto staje się obszarem walki domów, ulic, ludzi i ciemnych metafizycznych sił.
Niemniej jednak rewolucja to tylko konieczne zniszczenie zewnętrznej skorupy, za którą jest coś doskonalszego. Słowacki nie postrzegał jej jako siły destrukcyjnej, wierzył, że jest swoistą katharsis na drodze ewolucji ducha.
Po upadku powstania listopadowego, w atmosferze straconych złudzeń co do szans odzyskania utraconej wolności, filozofia genezyjska, traktując kosmos jako materialną formę nieustannie doskonalącego się ducha kreśliła przed Polakami optymistyczne perspektywy. Kazała narodowe zrywy postrzegać jako konieczne zniszczenie starej powłoki, by przywdziać nową, bardziej doskonałą.
Gra z konwencją
Propozycja nowego programu poetyckiego wyrasta również ze świadomości kryzysu języka romantycznego, z przekonania, że kategorie literackie wczesnego romantyzmu winny ulec weryfikacji. Sposobem na odnowienie utartych konwencji stała się przewrotna, błyskotliwie poprowadzona zabawa literacka, w której autor przy pomocy ironii i parodii ośmiesza utrwalone schematy romantyczne.
Gra z konwencją odbywa się na kilku planach. Dotyczy w głównej mierze sposobu budowania postaci, zaznacza się również w konstruowaniu określonych sekwencji fabularnych i tworzeniu scenerii. Tak oto w Kordianie poeta celowo kształtuje losy głównego bohatera według kategorii charakterystycznych dla wczesnego romantyzmu (wyobcowanie, choroba wieku, naduczuciowość, nadwrażliwość, miłość naznaczona piętnem tragizmu itp.) po to, by je w efekcie wyszydzić. Ewidentnym przykładem parodii romantycznych konwencji jest scena monologu Kordiana na Mont Blanc, gdzie autor próbuje ośmieszyć zarówno konwencję monologu romantycznego, zapisaną w polskiej świadomości, za sprawą spowiedzi Gustawa z IV części Dziadów i Wielkiej Improwizacji, jak i kategorię romantycznego indywidualizmu.
Kordian waha się między pragnieniem czynu, szalonym zaangażowaniem („Ludy zawołam! Obudzę!”) a znużeniem i zobojętnieniem. Postawie emfatycznej, namaszczonej powagą patriotycznego zaangażowania przeciwstawia poeta antybohaterską, apatyczną, niechętną jakiemukolwiek działaniu. Kształtuje postać Kordiana na wzór Szekspirowskiego Hamleta roztrząsającego nieustannie dylemat „być albo nie być”.
Zachowanie bohatera na Mont Blanc wydaje się raczej pozą, teatralnym gestem, ale wykonanym, w szczególnym otoczeniu – na najwyższym szczycie Alp. To kolejny sygnał, zdradzający kpiarskie zamiary autora wobec kreowanej postaci. Umiejscowienie bohatera ośmiesza bowiem „zamiłowanie” bohaterów romantycznych do poszukiwania spektakularnych scenerii, wskazuje na sztuczność przyjętej pozy.
Sam Kordian zostanie zresztą obdarzony świadomością teatralności swojej postawy, co ujawni w słowach:
„Posągu piękno mam, lecz lampy brak…”
Będzie więc przypominał moment, piękną formę, zabraknie mu natomiast prawdy, idei, która daje siłę. Kordian na Mont Blanc to w efekcie parodia bohatera romantycznego, próbującego usilnie, ale na próżno przywdziać konradowski kostium.
Żywioł zabawy z konwencją literacką ujawnia się w całej pełni w Beniowskim. Postać głównego bohatera traktuje autor z jeszcze większym dystansem niż w Kordianie.
Kreacja Beniowskiego łączy w sobie dwa zupełnie przeciwstawne wizerunki znane z literatury romantycznej: hiszpańskiego Don Kichota – błędnego rycerza walczącego z wiatrakami, który uosabia wzniosłość i tragizm oraz tytułowego Mickiewiczowskiego Tadeusza, będącego ucieleśnieniem przeciętności. Dwuwymiarowość postaci nadaje jej w rezultacie charakter komiczny, niemalże groteskowy, każe postrzegać ją jako kreację świadomie prowokacyjną, parodiującą określone typy bohaterów literatury romantycznej.
Na prawach aluzji literackiej kształtuje autor również postać Grzesia, sługi Beniowskiego. Łudząco przypomina on Sancho Pansę, stanowi także parodię postaci rozważnego i mądrego Grzegorza, opiekuna Kordiana. Rozsądek nie jest jednak zaletą charakteru Grzesia, co wyraźnie uwidacznia scena, w której to poczciwy sługa swego pana, nadużywszy trunku, gubi się po drodze niczym niepotrzebny pakunek.
Gra z konwencją zaznacza się również w odwróceniu schematów fabularnych. W świecie przedstawionym poematu wszystko dzieje się na opak. To nie kochanek porywa ukochaną, ale sam zostaje uprowadzony przez upiorną postać (która okazuje się dobrze mu znaną piastunką Diwą). W scenie rozstania bohaterów rolę romantycznego kochanka odgrywa nie Beniowski, lecz Aniela. Ona wygłasza długi, wylewny monolog, podczas gdy wybranek serca stoi nieporadnie i milczy jak głaz. Naruszone przy tym zostały reguły budowania romantycznej scenerii. Nie ma światła księżyca, tajemniczej natury, szumu fal – rzecz rozgrywa się w obskurnej lepiance.
Ta wizja świata – ironiczna, przepełniona drwiną i zabawą, stanowiła nie tylko świadectwo przezwyciężenia kultywowanych wcześniej konwencji romantycznych, lecz także zapowiedź nowej drogi twórczej Słowackiego – jego dramatów mistycznych (Ksiądz Marek, Sen srebrny Salomei).
Moc Poezji
W jednej z dygresji Beniowskiego zaproponował nowy program poetycki, stanowiący przeciwwagę dla krytykowanego w Kordianie Mickiewiczowskiego wzorca poezji tyrtejskiej i mesjanistycznej. Chciał, by poezja potrafiła oddać najsubtelniejsze i najbardziej wyrafinowane stany ducha i refleksje. Pisał:
„Chodzi mi o to, aby język giętki
powiedział wszystko, co pomyśli głowa…”
Doskonała poezja winna umieć wyrazić wszystko: błysk myśli, smutek i melancholię, miękkość i piękno, finezję i prostotę. Kryterium jej wartości stanowi komunikatywność, a nie gmatwanina treści – „strofa winna być taktem nie wędzidłem”.
Wzorców poszukiwał poeta u wielkich poprzedników, na przykład u Kochanowskiego. Do twórczości współczesnych podchodził z dystansem.
Mickiewiczowskiemu modelowi poezji tworzonej jedynie „samemu sobie” przeciwstawia koncepcję twórczości wyrażającej uczucia i myśli zbiorowości, poezji, która, gdy trzeba daje miłość, przynosi przekleństwo.
W Kordianie mówi, że poezja winna być skarbnicą narodowych tradycji, przechowywać i wskrzeszać wartości przodków, podtrzymywać ducha przed upadkiem wiary w rosnącą przyszłość. Poeta zaś to nie mesjanistyczny wieszcz, przywódca, Tyrteusz, ale rapsod, śpiewak towarzyszący narodowi w jego najcięższych chwilach.
Zapamiętaj!
Był wybitną indywidualnością epoki romantyzmu. Napiętnowany przez samotność, poczuciem alienacji i odtrącenia przypominał po części skłóconych ze światem bohaterów literatury romantycznej. A jednak mimo nieprzychylnych gestów odrzucenia przez współczesnych, złośliwych ataków krytyki ośmieszających fantastykę Balladyny był przekonany, że talent ma ogromny i że właśnie literatura, a nie nudna kariera urzędnicza, stanowi jego przeznaczenie.
Zobacz: