Analiza wierszy
Wisława Szymborska Cień Mój cień jak błazen za królową. Kiedy królowa z krzesła wstanie, błazen nastroszy sie na ścianie i stuknie w sufit głupią głową. Co może na swój sposób boli w dwuwymiarowym świecie. Może błaznowi źle na moim dworzei wolałby się w innej roli. Królowa z okna się wychyli, a błazen z okna skoczy w dół. Tak każdą czynność podzielili, ale to nie jest pół na pół. Ten prostak
Wciąż o Ikarach głoszą *** Wciąż o Ikarach głoszą – choć doleciał Dedal, jakby to nikłe pierze skrzydłom uronione, chuda chłopięca noga zadarta do nieba – znaczyła wszystko. Jakby na obronę dano nam tyle męstwa, co je ćmy gromadzą skwiercząc u lampy objawiają… Jeśli poznawszy miękkość wosku umiemy dopadać wybranych brzegów – mijają nas w pieśni Tak jak mijają chłopca albo mu się dziwią że nie patrzy w Ikary… Brueghel, co osiwiał pojmując ludzi, oczy
Franciszka Karpiński Do Justyny. Tęskność na wiosnę Już tyle razy słońce wracało I blaskiem swoim dzień szczyci; A memu światłu cóż to się stało, Że mi dotychczas nie świeci? Już się i zboże do góry wzbiło, I ledwie nie kłos chce wydać, Całe się pole zazieleniło; Mojej pszenicy nie widać! Już słowik w sadzie zaczął swe pieśni, Gaj mu się cały odzywa. Kłócą powietrze ptaszkowie leśni; A mój mi ptaszek nie śpiewa!
Adam Zagajewski Szybki wiersz Słuchałem śpiewu gregoriańskiego w pędzącym samochodzie, na autostradzie, we Francji. Drzewa spieszyły się. Głosy mnichów chwaliły niewidzialnego Pana [o świcie, w drżącej od chłodu kaplicy]. Domine, exaudi orationem meam*, prosiły męskie głosy tak spokojnie, jakby zbawienie rosło w ogrodzie. Dokąd jechałem? Gdzie schowało się słońce? Moje życie leżało rozdarte po obu stronach drogi, kruche jak papier mapy. Razem ze słodkimi mnichami zmierzałem w stronę chmur, sinych,
Wisława Szymborska Widok z ziarnkiem piasku Zwiemy je ziarnkiem piasku. A ono siebie ani ziarnkiem, ani piasku. Obywa się bez nazwy ogólnej, szczególnej, przelotnej, trwałej, mylnej czy właściwej. Na nic mu nasze spojrzenie, dotknięcie. Nie czuje się ujrzane i dotknięte. A to, że spadło na parapet okna, to tylko nasza, nie jego przygoda. Dla niego to to samo, co spaść na cokolwiek, bez pewności, czy spadło już, czy spada jeszcze. Z okna
Stanisław Barańczak Wypełnić czytelnym pismem Urodzony? (tak, nie; niepotrzebne skreślić); dlaczego „tak”? (uzasadnić); gdzie? kiedy? po co? dla kogo żyje? z kim się styka powierzchnią mózgu? z kim jest zbliżony częstotliwością pulsu? krewni za granicą skóry? (tak, nie); dlaczego „nie”? (uzasadnić); czy się kontaktuje z prądem krwi epoki? (tak, nie); czy pisuje listy do samego siebie? (tak, nie); czy korzysta z telefonu zaufania (tak, nie); czy żywi i czym żywi nieufność? Skąd czerpie
Czesław Miłosz Wiersz na koniec stulecia Kiedy już było dobrze I znikło pojęcie grzechu I ziemia była gotowa W powszechnym pokoju Spożywać i weselić się Bez wiar i utopii, Ja, nie wiadomo czemu, Obłożony księgami Proroków i teologów, Filozofów, poetów, Szukałem odpowiedzi Marszcząc się, wykrzywiając, Budząc się w środku nocy, Wykrzykując nad ranem. Co mnie tak pognębiało, Było zawstydzające. Brak taktu i rozwagi Byłby w mówieniu o tym, A nawet jakby zamach Na zdrowie ludzkości. Niestety moja
Czesław Miłosz Który skrzywdziłeś Który skrzywdziłeś człowieka prostego Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając, Gromadę błaznów koło siebie mając Na pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłonili Cnotę i mądrość tobie przypisując, Złote medale na twoją cześć kując, Radzi, że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta. Możesz go zabić – narodzi się nowy. Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy I sznur i gałąź pod ciężarem
Czesław Miłosz Do polityka Kto ty jesteś człowieku – zbrodniarz czy bohater? Ty, którego do czynu wychowała noc. Oto starca i dziecka w ręku dzierżysz los I twarz twoja zakryta Jak golem nad światem. Czy obrócisz w popioły miasto czy ojczyznę? Stój! Zadrżyj w sercu swoim! Nie umywaj rąk! Nie oddawaj wyroku niespełnionym dziejom! Twoja jest waga i twój jest miecz. Ty ponad ludzką troską, gniewem i nadzieją Ocalasz albo gubisz Pospolitą rzecz. Ty
Czesław Miłosz Rady Na miejscu młodych poetów (miejscu wysokim, cokolwiek sądzi pokolenie) wolałbym nie mówić, że ziemia jest snem wariata, bajką niemądrą, pełną wrzasku i furii. To prawda, nie zdarzyło mi się oglądać triumfu sprawiedliwości. Usta niewinnych nie upominają się o nic. I kto wie, czy błazen w koronie, z kielichem w ręku, ryczący że bóstwo mu sprzyja ponieważ tylu i tylu otruł, ściął, oślepił, nie rozrzewniałby widzów: że taki
Zbigniew Herbert U wrót doliny Po deszczu gwiazd Na łące popiołów zebrali się wszyscy pod strażą aniołów z ocalałego wzgórza można objąć okiem całe beczące stado dwunogów naprawdę jest ich niewielu doliczając nawet tych którzy przyjdą z kronik bajek i żywotów świętych ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem do gardła doliny z którego dobywa się krzyk po świście eksplozji po świście ciszy ten głos bije jak źródło żywej wody jest
Zbigniew Herbert Brzeg Czeka nad brzegiem wielkiej i powolnej rzeki na drugim Charon niebo świeci mętnie (nie jest to zresztą wcale niebo) Charon jest już zarzucił tylko sznur na gałąź ona (ta dusza) wyjmuje obola który niedługo kwaśniał pod językiem siada na tyle pustej łodzi wszystko to bez słowa żeby choć księżyc albo wycie psa Zbigniew Herbert poznał już „drugi brzeg”. Czy okazał się wizją z jego poezji? Zauważ, że
Wisława Szymborska W rzece Heraklita W rzece Heraklita W rzece Heraklita W rzece Heraklita ryba łowi ryby, ryba ćwiartuje rybę ostrą rybą, ryba buduje rybę, ryba mieszka w rybie, ryba ucieka z oblężonej ryby. W rzece Heraklita ryba kocha rybę, twoje oczy – powiada – lśnią jak ryby w niebie, chcę płynąć razem z tobą do wspólnego morza, o najpiękniejsza z ławicy. W rzece Heraklita ryba wymyśliła rybę nad rybami, ryba klęka przed rybą, ryba
Wisława Szymborska Nic dwa razy Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy. Wczoraj, kiedy twoje imię ktoś wymówił przy mnie głośno, tak mi było, jakby róża przez
Tadeusz Różewicz Ocalony Mam dwadzieścia cztery lata ocalałem (I) prowadzony na rzeź. To są nazwy puste i jednoznaczne: człowiek i zwierzę miłość i nienawiść wróg i przyjaciel (II) ciemność i światło. Człowieka tak się zabija jak zwierzę widziałem: furgony porąbanych ludzi (III) którzy nie zostaną zbawieni. Pojęcia
Stanisław Grochowiak Czyści Wolę brzydotę Jest bliżej krwiobiegu Słów gdy prześwietlać Je i udręczać Ona ukleja najbogatsze formy Ratuje kopciem Ściany kostnicowe W zziębłość posągów Wkłada zapach mysi Są bo na świecie ludzie tak wymyci Że gdy przechodzą Nawet pies nie warknie Choć ani święci Ani są też cisi (Rozbieranie do snu 1959) Tytuł wiersza Ma wydźwięk ironiczny i prowokujący. Podważona zostaje wartość czystości (rozumianej w sensie estetycznym i moralnym) – tradycyjnie odbieranej
Znad ciemnej rzeki Znad ciemnej rzeki wiatr przylata I mglistych wspomnień woń przynosi. Pamięć maluje przeszłe lata, Jak raj anielski dawni Włosi. Potem kask, miecz i pęd podróży, Płomień na ostrzu smukłej dzidy, Kiedy chadzałem w szatach burzy I żeglowałem do Kolchidy. Dzikie porywy i zapędy, Zuchwałość butna i wyniosła… Wreszcie manowce, winy, błędy – I połamane leżą wiosła. W ruinach pająk sieci snuje, Czas każe płacić wiosny długi. Lecz nie żałuję, nie żałuję!
Leopold Staff Kowal Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych, Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą, Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło. Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze, Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne, Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę, Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne. Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem; Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali
Kazimierz Przerwa-Tetmajer Schnąca limba U stóp mych dzika przepaść. W ciemnym niebie blady świeci księżyc, podobny wodnej białej lilii, co kielich swój nad ciemne głębiny wychyli. Cicho – grzmot słychać tylko huczącej kaskady. Nad nurtem jej ze skalnej wyrosła posady limba: zżółkłe konary smutno na dół chyli, czując, że dłużej walczyć na próżno się sili i runie – wicher szumi jej hymny zagłady. Nie ona jedna toczy tę walkę bolesną: są
Jan Twardowski Suplikacje Boże, po stokroć święty, mocny i uśmiechnięty – iżeś stworzył papugę, zaskrońca, zebrę pręgowaną – kazałeś żyć wiewiórce i hipopotamom – teologów łaskoczesz chrabąszcza wąsami – dzisiaj, gdy mi tak smutno i duszno, i ciemno – uśmiechnij się nade mną Czym jest wiersz? Utwór jest bardzo prosty, jak cała poezja księdza Twardowskiego, więc nie trudno też określić jego myśl przewodnią. W apostrofie podmiot zwraca się do Boga.