Epika
Pamiętnikarstwo
Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska
ROK PAŃSKI 1656
(Apostrophe)
Nie umiejętność moja to sprawiła,
Ale natura dobrym cię czyniła;
Ta zaś łaskawość i kochanie z tobą
Z tej okazyjej, żeśmy rośli z sobą.
[…]
Gdy wojska staną w zwykłej batalijej,
Ja nie wygodzę swojej fantazyjej.
Więc ciężko westchnąć i zapłakać cale,
Na cię wspomniawszy, mój dereszu – Vale!
[żegnaj]
W tak oryginalny sposób – od wiersza stanowiącego pożegnanie z poległym w bitwie ulubionym koniem, deresz to ciemna maść w białe cętki – rozpoczynają się zapiski siedemnastowiecznego szlachcica Jana Chryzostoma Paska.
Gatunek
Pamiętniki łatwo pomylić z dziełami historycznymi o swobodnym charakterze, bo formy te często się do siebie zbliżają. Teoria literatury mówi, że o uznaniu tekstu za pamiętnik decyduje głównie nastawienie, z jakim twórca zasiadł do pisania. Pamiętnik bowiem to utwór literacki, w którym autor pisze o przeszłości na podstawie własnych wspomnień z wyraźnym zamiarem ich spisania, a nie z zamiarem tworzenia historii wspominanego okresu. Informacje o intencjach pisarza najczęściej zawiera wstęp, ale nie jest to regułą. Aby zatem ustalić, czy mamy do czynienia z pamiętnikiem, czy też nie – pozostaje… czytać uważnie cały utwór.
Pierwsze polskie pamiętniki
Pochodzą z przełomu XV i XVI wieku. Najpierw były bardzo skromne, tak jak zapiski Biernata z Lublina, które są rodzajem małego curriculum vitae („drogi życiowej”). Zapowiadają one jedną z form pamiętnika – autobiografię, spisywaną, prozą lub wierszem, ku pamięci przyszłych pokoleń; do autobiografii należy wczesnorenesansowa Elegia o sobie samym do potomności Klemensa Janickiego. Równocześnie pojawia się inny typ pamiętnika – luźne zapiski osobiste na kartach kalendarzy. Zwano je raptularzami. Wiele z nich przetrwało do naszych czasów.
W XVI wieku rodzi się także diariusz. To dziennik – autor spisuje swoje wspomnienia na bieżąco, a nie po upływie jakiegoś czasu – podróży, zwanej wówczas peregrynacją. Do takich diariuszy podróży należy Peregrynacja do Ziemi Świętej i Egiptu Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła zwanego Sierotką w latach 1582–1584. Polski tekst, przełożony na łacinę przez księdza Tomasza Tretera, wkrótce wydano drukiem. W swojej epoce był bardzo poczytny, nie tylko zresztą w Polsce. W rodzinnej wersji językowej wydany został dopiero w wieku XX.
W XVII wieku
Rozbiła się prawdziwa bania z pamiętnikami! Pisanie pamiętnika stało się modą. Dlaczego?
Po pierwsze, wśród szlachty – bo też to ona głównie pisała – coraz więcej jest ludzi światłych, wykształconych. Modę na naukę dyktował co prawda renesans, ale zanim dotarła ona do szerszych kręgów, zdążyła zmienić się epoka. W ten sposób barok odziedziczył po renesansie ludzi o rozbudzonych aspiracjach twórczych.
Po drugie, skłaniały do pisania czasy, w których wiele się działo. W XVII wieku walczyliśmy z Moskwą, Turcją, Tatarami, Szwecją. To naturalne, że uczestnicy takich wydarzeń chcieli je opisać „na wieczną potomności pamiątkę”. Po trzecie, pisanie było sposobem dokumentowania szlacheckiego pochodzenia. Otóż opisując swoje przygody, wymieniano przodków po mieczu, czyli ze strony ojca, i po kądzieli, czyli ze strony matki.
Pewną ciekawostką jest fakt, że powstawały także pamiętniki na zamówienie. Należy do nich dziennik z wyprawy królewicza Władysława IV na Moskwę, spisany przez Jerzego Ossolińskiego na polecenie elektora bawarskiego.
Kim był Pasek?
Szlachcicem. Nietypowe nazwisko pochodzi od imienia Paweł, które w staropolszczyźnie zdrabniano jako Pach lub Paszek. Tak pewnie wołano na któregoś z jego przodków, aż to zniekształcone słowo przylgnęło do całej rodziny.
Niewiele wiemy o jego młodości. Pierwsze rozdziały Pamiętników zaginęły, a historycy gubią się w domysłach i nie są w stanie ustalić dokładnej daty jego urodzin. Umownie za rok jego urodzenia przyjęto 1636. Pamiętniki podają bowiem, że w roku 1656 walczył już ze Szwedami pod komendą Stefana Czarnieckiego, a zatem musiał mieć wtedy przynajmniej dwadzieścia lat. Nie odebrał starannego wykształcenia. W jednej z licznych dygresji przyznaje, że w kolegium jezuickim w Rawie Mazowieckiej nie wyszedł poza poetykę; był to przedmiot w jednej ze wstępnych klas. Jego życie na pewno było barwne, ale czy szczęśliwe?
Pamiętniki rozpadają się na dwie części: dotyczącą służby wojskowej (Pasek regularnie służył w wojsku w latach 1655-1666) i czasu spędzonego w majątkach ziemskich, dzierżawionych albo należących do żony (w roku 1667 ożenił się z zamożną, ale obarczoną sześciorgiem dzieci wdową, Anną z Remiszowskich Łącką). Sam nie dorobił się żadnej własności. Nie doczekał się też upragnionego potomka, o czym wspomina w Pamiętnikach. Musiał zadowolić się wychowywaniem pasierbów: jedynaka Krzysztofa i jego pięciu sióstr, z których trzy umieścił w klasztorze, a jedną wydał za swojego krewniaka. Zmarł w roku 1688.
Jak chciał być widziany?
Pominąwszy wspomnianą sprawę sukcesora (spadkobiercy) nazwiska – próżno by szukać u Paska słowa skargi. Przeciwnie, siebie i swoje przygody zawsze ukazuje w taki sposób, że mamy ochotę westchnąć: że też nie żyłem w tamtych czasach. Czy nie zanadto popuszcza wodze fantazji? Ma do tego prawo, bo forma pamiętnika zakłada, iż autor patrzy na świat subiektywnie i po swojemu ocenia opisywane fakty. Jednocześnie staje się głównym bohaterem własnego dzieła, nic więc dziwnego, że chce się pokazać od jak najlepszej, najciekawszej strony. Kogo zainteresowałby strudzony żołnierz, który marzy, żeby w obozie jak najprędzej zdjąć buty i wyciągnąć się na posłaniu? Przyciągnie co innego: ruch, tłum, awantury – czasami zabawne, czasem groźne, ale zawsze malownicze. Podczas lat wojennej tułaczki Pasek zetknął się i z nijaką codziennością, i z przygodami, ale w Pamiętnikach znajdziemy zdecydowanie więcej opisów tych ostatnich.
Oto, jak opisuje życie w obozie roku Pańskiego 1660: „Towarzystwo tedy regimentarskie [to znaczy: towarzysze spod regimentu Stefana Czarnieckiego], panowie Nuczyńscy pili u brata swego ciotecznego, u pana Marcyjana Jasińskiego, towarzysza naszego; mnie też tam był zaprosił na tę ucztę pan Jasiński. Bodejby jej nie było! Dopiwszy tedy mocno, począł mi Nuczyński wielkie dawać okazyje [zaczepiać, prowokować]. Ja, lubom tak był pijany jak i oni, rzekę do Jasińskiego: «Panie Marcyjanie, nie miałeś mię tu Waszeć po co prosić, kiedy przyczyny dają (szukają zwady) i miodem oblewają». I wyszedłem z szałasu, chcąc uść licha […] dogonił mię Nuczyński. «Bij się ze mną!»Odpowiedziałem: «Panie bracie […] dwa są impedimenta [przyczyny], jeden, że tu obóz, druga, że tu szable nie mam, bom poszedł do towarzysza swego na posiedzenie, nie na żadną wojnę»”.
Pijany Pasek rozumuje i argumentuje rozsądniej niż niejeden trzeźwy. Nie chce naruszać prawa – w obozach wojskowych zakazane były pojedynki. Długo nie pozwala się sprowokować, ale gdy szukający guza towarzysz nie ustępuje, daje mu surową nauczkę: „Dopiero go płazem pocznę walić na ziemi […] Dałem mu z pięćdziesiąt razy płazą, niżeli przybiegli, za owęż zdradę”. Epizod ten został przez autora ostro podretuszowany, a on sam bardzo wyidealizowany, ale czy dla odbiorcy ma to jakieś znaczenie? Uwodzi go scena jak z przygodowego filmu: wartka, dynamiczna i dowodząca prawości Paska – nasza sympatia cały czas jest po stronie prostolinijnego i odważnego narratora. Jeśli dodamy, że część tych wydarzeń rozgrywa się na wąskiej kładce („ławeczce”), a pod koniec zajścia zbiega się cała „kompanija”, krzycząc „Stój, nie zabijaj!” – czytelnikowi od razu podnosi się poziom adrenaliny. I o to chodziło! Spisujący pod koniec życia swoje wspomnienia Pasek nie miał zamiaru dawać ich do druku; zostały wydane dopiero w roku 1836, wzbudzając podziw romantyków: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego. Liczył jednak, że będą czytane przez najbliższych. Na pewno nie raz już opowiadał swoje przygody rodzinie i znajomym, miał więc „przećwiczony” repertuar chwytów wzbudzających zainteresowanie. Wiedział, jak przyciągnąć uwagę słuchaczy. Pamiętniki uznaje się za przykład gawędy szlacheckiej, czyli gatunku wywodzącego się z literatury mówionej, który „przekłada” na pismo opowieść prowadzoną w pierwszej osobie i kierowaną wprost do odbiorcy – słuchacza. W związku z tym gawęda ma wiele cech mowy. To powtórzenia, dygresje i sensacyjna fabuła. Czytając Pamiętniki, niemalże widzimy Czarnieckiego kręcącego z gniewu brodą w przededniu bitwy pod Połonką i wyobrażamy sobie płaczącego króla Jana Kazimierza, któremu po bitwie ze Szwedami pod Mątwami łzy puściły się „właśnie jak kiedy kto groch spuszcza ziarno po ziarnie”. Narracja staje się mniej ciekawa tylko wtedy, gdy autor opisuje fakty znane mu jedyne z relacji innych osób; dotyczy to choćby opisu zwycięstwa Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Gubi się wówczas w przytaczanych długich „mowach”, gmatwa w opisach, znika gdzieś jego znakomite, choć czasem nieco rubaszne poczucie humoru (scena noclegu żołnierzy u obłąkanego pana domu w Siedlcach). Wtedy też stosuje najwięcej makaronizmów.
Inne oblicze
Prócz ofiarnego żołnierza, kompana „do wybitki i do wypitki” i amatora, nie zawsze zresztą niebezpiecznych, przygód (pisząc o pobycie w Danii, wyznaje, że próbował tam „różne uciechy i zabawy, widząc takie rzeczy, czego w Polszcze widzieć […] trudno”) poznajemy też drugą stronę natury Paska. Ten szlachecki pieniacz, zachłanny na majątek, ciągle uwikłany w procesy i sąsiedzkie awantury, za które aż pięć razy skazywano go na banicję, potrafił jednocześnie być ciepły, czuły i opiekuńczy. Po rozstaniu z wojaczką i powrocie do dzierżawionej wsi Olszówka zatęsknił za domowym ogniskiem, więc w wieku około trzydziestu lat uderzył w konkury do czterdziestosześcioletniej Anny.
Roku Pańskiego 1667 pisał: „Przyjechaliśmy tedy bez muzyki, żeby się to nie znaczyło, że w komendy [konkury]; aleć uznawszy szczerą inklinacyją [skłonność] – i strona gospodarza poczęła się przymawiać o muzykę – posłałem dopiero do Wodzisławia; wnet ich przyprowadzono. Dopieroż w taniec. Pyta mię wuj: «Cóż ci się podobała ta wdowa?» – Odpowiedziałem: «Bardzo mi się jej serce chwyciło; gdyby można mówić z nią dziś i wyrozumieć, jakim mi jest przyjacielem?» […] Poszedłem do tańca z nią, a przetańcowawszy, usiadłem też z nią zaraz obok. A już mi się przecię podobała była, i że to z młodu bywała gładka, mnie się też i natenczas widziała młoda […]. Druga racyja cieszyła mnie, żem widział córeczkę ostatnią, Marysię, we dwóch lat, i miałem nadzieję, że też jeszcze dla mnie P. Bóg da jakie chłopczysko”.
Co prawda nasz bohater nie jest aż tak romantyczny, by całkowicie zlekceważyć praktyczną stronę związku („Białogłowa poczciwa, gospodyni dobra, w domu porządek i dostatek wszelki: te wioski, co to trzyma, prawda jest, że to jest arenda [dzierżawa], ale ona ma pieniądze i na Smogorzowie dożywocie”), ale i tak rozczula zapatrzeniem w swoją wybrankę, sercem dla jej dziecka i… życzliwością w stosunku do czytelnika („sukcesora zapisków”), któremu daje admiracyją [dobrą radę], by nie trzymał w domu kuzynek swojej żony! Pasek był święcie przekonany, że to właśnie z ich winy nie doczekał się potomka, bo przecież kobiety lubią zajmować się czarami. „Znajdowaliśmy w łóżku różne rzeczy i ja sam znalazłem spróchniałych sztuk kilka z trumny” – pisze, a chodzi mu o magiczne rzekomo przedmioty, mające powodować bezpłodność. Szorstki, często wręcz rubaszny, z miłością odnosi się Pasek do zwierząt. Hoduje ptaki i jest panem oswojonej „pieszczonej wydry” o imieniu Robak. O posiadaniu tego zwierzątka zamarzył nawet sam król.
„Przysłał do mnie król JMość pana Straszowskiego, sługę swego, z listami, prosząc solenniter [usilnie] o darowanie wydry, którą chowaną miałem, tak rozkoszną, że wolałbym był partem substancyjej [część majątku] mojej dać aniżeli onę, com ją tak kochał […] Przeczytawszy listy zacudowałem się […] i pytam: «Dla Boga! cóż to królowi JMości po tym?» Powiedział poseł, że bardzo król JMość żąda i prosi. Ja dopiero, że nie masz tej rzeczy u mnie, co by miała być odmowna królowi JMości. Ale mi było tak miło, jakoby mię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał”.
Wymyśla więc Pasek fortel godny Zagłoby. Przynosi od Żyda futrzany rękaw i mówi, że to jedyna wydra, jaka przebywa pod jego dachem. Czy dworzanin Straszowski uwierzył w ten wykręt i przy kim zostanie Robak, dowiecie się już z lektury. Poświęcony pupilowi rozdział należy do najładniejszych fragmentów Pamiętników! Jest w nim i humor (nurkując do stawu po ryby, Robak przynosi również… żaby), i duma z tak dobrze ułożonego wychowanka (był tak „ochędożny”, czyli czysty, że mógł nawet sypiać z panem w łóżku), lecz nade wszystko ujmujące swoją szczerością uczucie.
Sarmata
Wybujały, krewki temperament (najazdy na majątki sąsiadów pod byle pozorem), szlachecka duma (w przekonaniu, że „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”, wdaje się w z góry przegrane procesy z magnatami, choćby Myskowskim), a zarazem patriotyzm i absolutna wierność królowi (w rokoszu Lubomirskiego walczył po jego stronie!) – czynią z Paska niemal modelowy przykład siedemnastowiecznego Sarmaty. Ideologię tę tradycyjnie wiążemy z barokiem.
Rzeczywiście, w wieku XVII zdominowała ona naszą obyczajowość i wyobrażenia Polaków o sobie samych, ale mało kto wie, że kształtować zaczęła się o wiele wcześniej, bo już w poprzedniej epoce. Już dzieła szesnastowiecznych kronikarzy, Macieja Miechowity i Marcina Bielskiego, głoszą teorię, że rycerstwo polskie – i wywodząca się z niego szlachta – pochodzi od starożytnych Sarmatów, legendarnego plemienia, które jakoby przywędrowało nad Wisłę aż z rejonów Morza Czarnego, podbiło tubylców i zamieniło ich w niewolników. Polkom zaimponowała fantastyczna historia o bohaterskich jeźdźcach, więc „kupili” ją potomkowie polskiego rycerstwa bez mrugnięcia okiem i szczycili się starożytnym pochodzeniem. Rozpierająca ich z tego powodu duma szybko jednak przybrała znamiona nadmiernej buty i zadufania.
Siedemnastowieczny Sarmata traktuje z góry inne narody, obca mu jest tolerancja, także religijna, a głoszony przezeń kult chrześcijaństwa to raczej powierzchowna dewocja niż głęboka wiara – towarzyszy mu skłonność do guseł i zabobonów. Potrafi być okrutny (Pasek targuje się z kolegą o to, który z nich będzie miał „przyjemność” ściąć głowę szwedzkiemu jeńcowi), a jego „żarty”, zwłaszcza z niżej urodzonych, nie grzeszą delikatnością (nasz bohater każe swojemu słudze zjeść… surowego zająca!). Rozmiłowany w dobrym jadle i napitku, polowaniach (ich opisy wypełniają całe strony drugiej części Pamiętników), nie przemęcza się nauką, którą, w jego mniemaniu, z powodzeniem zastępuje znajomość łacińskich słówek i sentencji. W każdym zdaniu Pamiętników Pasek jest wierny swoim czasom i dominującemu wówczas światopoglądowi. Jest jednak niewątpliwie coś, co wyróżnia go spośród ubranego w kolorowe kontusze sarmackiego tłumu. To niepospolity dar obserwacji, talent narratorski, precyzja i plastyka słowa.
Wpływ Pamiętników na literaturę
Trudno go przecenić. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że bez ich znajomości Sienkiewicz nie napisałby Trylogii. Zachwyca nas bogactwo scen obyczajowych w powieści Sienkiewicza, jego drobiazgowa znajomość siedemnastowiecznej broni i ówczesnych technik walki, a tymczasem wszystko to zawdzięcza Paskowi, u którego co rusz napotykamy z rozmachem kreślone, prawdziwie malarskie – czy może raczej filmowe – sceny batalistyczne. Do tradycji Pamiętników nawiązuje też bogata galeria postaci – po sarmacku walecznych i bohaterskich: Longinusa Podbipięty i Jana Skrzetuskiego z Ogniem i mieczem, pojawiającego się w całej Trylogii Michała Wołodyjowskiego. W Potopie pojawia się wódz Paska – Stefan Czarniecki. Prawdziwą esencją sarmatyzmu jest jednak Zagłoba: zadufany w sobie łgarz i mitoman, zawsze skłonny wypić kielicha, mistrz pomysłowych forteli i autor soczystych przekleństw. Ma też, podobnie jak sam Pasek, kilka zalet: jest doskonałym gawędziarzem, szczerze kocha ojczyznę, pozostaje wierny królowi, nienawidzi jego zdrajców i wszystkich, którzy działają na szkodę Rzeczypospolitej.
Mickiewicz mawiał podczas wykładów w Collège de France, że mowę Paska można by poprzerywać znakami wskazującymi na gesty. Do Pamiętników odsyła też Pan Tadeusz. Tradycję sarmacką odnajdziemy tu w postaciach Sędziego Soplicy, Wojskiego czy wiernego sługi Gerwazego. Ci ludzie, niepozbawieni wad, lecz wyraźnie obdarzeni sympatią poety, są uosobieniem polskości, swojskiej, rodzimej tradycji i strażnikami powoli odchodzącego w przeszłość obyczaju – niestety, już ostatnimi.
.
Epos
Transakcja wojny chocimskiej Wacława Potockiego
O Transakcji wojny chocimskiej Wacława Potockiego zapamiętaj!
- Jest polskim przykładem siedemnastowiecznego eposu.
- Kształtuje i propaguje wzór wodza – Sarmaty, w pozytywnym znaczeniu, a jest nim hetman Jan Karol Chodkiewicz. Charakterystyka bezpośrednia eksponuje cechy takie, jak powaga i dostojeństwo wyglądu, męstwo, mistrzostwo w boju, poczucie misji. Charakterystyka pośrednia rodzi się dzięki mowie Chodkiewicza i budzić ma w Polakach ducha walki. Odwołuje się hetman do tradycji sarmackiej, do najwyższych wartości, do Boga, ojczyzny, do męstwa Polaków. Jest to też popis oratorstwa. Mówca wzrusza, przypomina krzywdy doznane od wroga, kontrastuje portret mężnych Sarmatów z lichymi Turkami.
- W opisie samej bitwy pojawiają się charakterystyczne szczegóły. Można powiedzieć, że spełnia on postulat szokowania odbiorcy. Pełen jest okrucieństwa i obrazów naturalistycznych: „kipią ciepłe wątroby”, „kopije kruszą się w trupach”, „wiązną konie w mięsie”. Jest to zarazem literacka scena batalistyczna.
- Nawet w trzech „podręcznikowych” fragmentach utworu możemy wskazać klasyczne cechy eposu. Jest tu inwokacja, jest wzór wodza, mowa przed bitwą, są sceny batalistyczne i realizm szczegółu. Nieraz jednak odbiega autor od sztywnego schematu eposu, by prezentować prawdę historyczną.
- Źródłem utworu był diariusz bitwy, pisany przez Jakuba Sobieskiego, a dotyczący bitwy z Turkami pod Chocimiem.
Epistolografia
Listy Jana Sobieskiego
Epistolografia to sztuka pisania listów. Także rozpowszechniona w baroku. Jak wiemy, do historii przeszły listy króla Jana III do ukochanej Marysieńki. Oczywiście, zupełnie innych informacji dostarczają historykom czy biografom króla, a zupełnie innych badaczom literatury. Naszą uwagę winna zwrócić kunsztowna forma listów króla, wymyślne epitety, jakimi obdarza adresatkę, przenośnie, jakie znajduje dla wyrażenia swoich uczuć. Jest więc Marysieńka „jedyną pociechą duszy”, „jutrzenką”, „żoneczką najśliczniejszą”, „serca królewną”. Od lat jednak bardziej frapują ludzi kulisy królewskiego uczucia niźli niuanse epistolograficznej poetyki.
O listach króla Jana III Sobieskiego zapamiętaj!
- To przykład epistolografii, czyli sztuki pisania listów – modnej w baroku.
- Jan Sobieski, jako dostojnik, a potem król, kierował je do Marii d’Arquien, po pierwszym mężu Zamoyskiej, potem swojej żony – królowej Polski.
- Są obrazem uczucia, a zatem oryginalną pozycją literatury, którą możemy przywołać, opracowując temat: topos miłości.
- Kilka określeń adresatki, które nie tylko dowodzą wielkiego uczucia króla, lecz także stanowią przykład barokowej metody poszukiwania jak najefektowniejszych sformułowań.
- Oprócz tego, że czyni wyznania, opisuje król Marysieńce zdarzenia wojenne, na przykład zwycięstwo nad wezyrem, dzięki czemu listy królewskie są ważnym dokumentem historycznym.
.
Liryka
Poezja metafizyczna
Cóż człowiek, jeśli nieba swą odmianę mają
Daniel Naborowski, Impresa
Podręczniki i kompendia powtórzeniowe sugerują rozmaite podziały baroku na nurty, różne zjawiska tego czasu wskazują jako najważniejsze. Kultura tej epoki wciąż wydaje się nie do końca zbadana. Wciąż zaskakuje swoim bogactwem i różnorodnością. Faktem jest też i to, że niezwykłą rozmaitość i wielość form uznać można za podstawową cechę tej kultury. Utwory barokowe oscylują bowiem między skrajnościami: z jednej strony sztuka ukazująca wyrafinowane zbytki i rozkosze życia, z drugiej – dzieła zawierające przejmujące rozmyślania o przemijaniu, o znikomości kondycji ludzkiej. Bardzo trudno znaleźć cechy wspólne tych odmiennych jakości i jakoś je uporządkować.
Jednym ze zjawisk kultury barokowej, które budzą szczególnie wiele kontrowersji, jest nurt poezji metafizycznej. Stosunkowo niedawno zaczęto go wyodrębniać spośród bogactwa kultury polskiej tej epoki, choć już bardzo dawno temu zauważono go w literaturach innych krajów, a przede wszystkim w angielskiej. Zostawmy naukowcom rozważania, czy w Polsce rzeczywiście prawomocne jest wyodrębnianie całego nurtu, czy też tylko można zauważyć niektóre jego cechy. Poprzestańmy na stwierdzeniu faktu niewątpliwego: bardzo wiele utworów literackich, powstałych w Polsce w okresie baroku, przesiąkniętych jest duchem poezji metafizycznej.
Próba definicji
Cóż to za jakość: poezja metafizyczna? Opatrując dziś jakieś zjawisko przymiotnikiem „metafizyczny”, wskazujemy na jego niezrozumiałość, zawiłość, rzec można: mętność. Według Słownika wyrazów obcych PWN w pierwotnym swym znaczeniu – użytym przez Arystotelesa – słowo „metafizyka” oznacza dyscyplinę filozoficzną obejmującą ogólną teorię bytu, czyli ontologię. Obecnie zaś oznacza ono problematykę stosunku materii do ducha, a stąd – zjawisk fizycznych do psychicznych.
Termin „poezja metafizyczna” wydaje się łączyć w sobie i to znaczenie filozoficzne, i to potoczne. Oznacza bowiem twórczość poetycką o charakterze refleksyjno-intelektualnym, obracającą się głównie w sferze przeżyć religijnych i… erotycznych zarazem.
Przedziwne połączenie tych tak odległych, jak mogłoby się wydawać, jakości, stało się istotną cechą ówczesnej poezji angielskiej. Oto Sir Walter Ralegh w wierszu Czym jest nasz żywot? porównywał życie ludzkie do spektaklu teatralnego, w którym:
Grób nas ukryje przed żarłocznym słońcem,
Kiedy kurtynę zaciągną przed końcem:
Tak tedy w drodze rzecz swą wystawiamy,
Dla żartu grając, prawdziwie konamy.
Metafora życia jako teatru często pojawia się w literaturze. W poezji omawianego nurtu wykorzystywana jest do ukazania groteskowej znikomości ludzkich zabiegów, nieodmiennie kończących się „opadnięciem kurtyny” – czyli śmiercią. Póki jednak człowiek żyje, ma prawo oddawać się przeróżnym, często nader wyrafinowanym uciechom. Sztuka może być w tym pomocna. Poeci rozpaczają z powodu nieuchronnej śmierci, ale pozwalają sobie także na pisanie utworów „lekkich”. Należy do nich wiersz Na utratę małego palca autorstwa Thomasa Randolpha, w którym rzeczony palec opiewany jest tak oto:
Lecz, nieboszczyku mały, przyznam w dniu rozstania:
Nie splamiła cię kradzież, skłonność do dłubania
W zębach, chęć wytykania bliźniemu przewiny;
Przyjąłeś śmierć przedwczesną, by inne kończyny
Poznały przyszłą zgubę, z której się nie uda
Wywikłać dłoni, łydki, ramienia czy uda.
Palec, przedstawiony jako bohater, dzielnie poświęcający się dla towarzyszy, żegnany w kunsztownych strofach poetyckich – to zaiste typowy koncept barokowy.
Najlepszym sposobem na przezwyciężenie marności ludzkiej egzystencji i choć chwilową radością w życiu jest dla poetów metafizycznych miłość. Jeden z najwybitniejszych przedstawicieli nurtu, John Donne, w słynnym wierszu Waleta, żalu zabraniająca porównuje rozstanie kochanków do śmierci starca, a postacie bohaterów opiewanego romansu – do ramion cyrkla. Ich dusze…
Są dwie, lecz dwie tak jak ramiona
Cyrkla podwójne; twoja dusza
Jak igła unieruchomiona,
Jednak wraz z moją się porusza.
W niezwykłym wierszu Pchła John Donne ukazuje pchłę kąsającą parę kochanków jako „nosicielkę” ich miłości. A mieszanie się ich krwi w wyniku tego pokąsania budzi nieodparte skojarzenia z aktem seksualnym! W wieku XVII uważano bowiem, że współżycie płciowe dwojga ludzi doprowadza właśnie do mieszania się ich krwi: „Ta pchła jest tobą i mną, a jej ciało/ Łożem małżeńskim, świątynią się stało”. Stwierdzając, że ubytek krwi wcale go nie osłabił, bohater wiersza namawia kochankę:
Oddaj mi się cała,
Tyle byś cześci przez to postradała,
Ile nam życia biedna pchła wyssała!
Tych kilka przykładów przekonuje chyba o niezwykłej wyobraźni poetyckiej twórców z kręgu literatury metafizycznej, o ich umiejętności łączenia spraw banalnych z niezwykłymi, tworzenia zaskakujących metafor i zadziwiających konceptów.
Źródła
Powstanie poezji tego typu ma niewątpliwie związek z wielkim kryzysem w kulturze europejskiej. Schyłek renesansu to zarazem schyłek wiary w nieograniczone możliwości człowieka. Reformacja dała możliwość wyboru religii, lecz zarazem skazała ludzi na konieczność takiego wyboru, a także na konieczność wszelkich innych wyborów. Człowiek okazał się wolny, ale jednocześnie bezbronny wobec pytań i wątpliwości dotyczących natury Boga, wszechświata, wreszcie sensu ludzkiej egzystencji. Wiek XVII, okres wojen religijnych, to czas wielkiego sceptycyzmu, poczucia zwątpienia i zagubienia, choć zarazem ogromnej religijnej żarliwości. Zjawiska, o których mowa, dotyczą także Polski. Wydaje się, że chcąc wyraźnie ukazać zjawisko poezji metafizycznej w Polsce, baczniejszą uwagę warto zwrócić właśnie na sprawy związane z kondycją ludzką, stosunkiem człowieka do Boga, przemijania. Te bowiem problemy wyróżniają poezję metafizyczną spośród innych nurtów. Tematykę erotyczną, choć także występuje w tekstach niektórych twórców tej poezji, pominiemy. Dramatyczną przemianę światopoglądu renesansowego, wyrażającą się w niepokoju, rozpaczy, poczuciu zagrożenia, dostrzeżemy już w Trenach Jana Kochanowskiego.
W Polsce
Twórczość żyjącego w tym samym czasie co Kochanowski Mikołaja Sępa Szarzyńskiego najczęściej zaliczana jest do baroku. A to z racji cech charakterystycznych dla tej właśnie epoki. Najbardziej wyrazista z nich to właśnie metafizyczny niepokój. Człowiek prezentowany w utworach Sępa jawi się jako drobinka zagubiona w kosmosie, miotana tajemnymi siłami, nieradząca sobie ze swoim ciałem, potrzebami, oczekiwaniami – pragnąca wsparcia i opieki Bożej.
Taki właśnie człowiek ukazany jest w sonecie I pod znamiennym tytułem O krótkości i niepewności na świecie żywota człowieczego. Uświadamiając sobie nieuchronność śmierci, żałuje on swego dotychczasowego, grzesznego – jak należy przypuszczać – życia. Mamy wszakże prawo zapytać, czy rzeczywiście było ono grzeszne. A może tylko pozbawione ustawicznego myślenia o Bogu? Jedyna sugestia na ten temat to zdanie: „z płaczem ganię młodości mej skoki” oraz przebijające z całego utworu poczucie, że życie doczesne jest pasmem nietrwałych złudzeń.
W sonecie II nędza kondycji ludzkiej nie pozostawia wątpliwości:
Z wstydem poczęty człowiek, urodzony
z boleścią, krótko tu na świecie żywie,
i to odmiennie, nędznie, bojaźliwie,
ginie, od słońca jak cień opuszczony.
Wrażenie żalu wobec samego siebie, wywołane niewłaściwym sposobem życia, zostało w tym wierszu spotęgowane poczuciem winy i wstydu za sam fakt egzystencji! W następnych wierszach cielesność człowieka i związana z nią – chciałoby się powiedzieć: zawarta w niej – grzeszność będzie stałym źródłem udręki i wstydu właśnie. Stąd rozpaczliwe pytanie wykrzyczane w sonecie O wojnie naszej, którą wiedziemy z szatanem, światem i ciałem: „Cóż będę czynił w tak straszliwym boju,/ wątły, niebaczny, rozdwojony w sobie?”. Jedyny ratunek w Bogu. To Jego błaga autor: „Ty mnie przy sobie postaw, a przezpiecznie/ będę wojował i wygram statecznie”.
Pomoc Boża wydaje się jednak bardzo problematyczna. Okazuje się, że bez woli Bożej człowiek naprawdę nie może funkcjonować. Nie może nawet kochać Boga, jeśli nie jest obdarzony Jego łaską! „O, święty Panie, daj, niech i my mamy/ to, co mieć każesz, i Tobie oddamy!” (sonet II). Wszystko wskazuje na to, że bez Bożej łaski człowiek wydany będzie na pastwę zdrożnych namiętności, które nie przyniosą mu ukojenia i nie tylko nie pomogą, ale wręcz przeszkodzą w godnym życiu: „ I nie miłować ciężko, i miłować/ nędzna pociecha…” – czytamy w sonecie V.
Utwory Mikołaja Sępa Szarzyńskiego mają formę kunsztowną, ale nader niepokojącą. Niezwykłe metafory, zaskakujące koncepty, wielość niebanalnych, często skomplikowanych środków artystycznych, nagromadzenie oksymoronów, antytez, niezwykłych skojarzeń – to cechy tej poezji. Przyjrzyjmy się pierwszym wersom sonetu IV:
Pokój, szczęśliwość, ale bojowanie
byt nasz podniebny. On srogi ciemności
hetman i świata łakome marności
o nasze pilno czynią zepsowanie.
Wyrazistą zasadą konstrukcyjną sonetu IV jest kontrast. Wiele przeciwieństw można dostrzec w tym krótkim fragmencie: między spokojem a walką, szczęściem a walką, marnością świata a zbawieniem („byt nasz podniebny”), marzeniami o doskonałości a nędzą moralną człowieczej codzienności. Sugerują one rozdarcie wewnętrzne człowieka i dwoistość całego świata, w którym toczy się walka o ludzką duszę. Zastosowanie przerzutni i inwersji dla określenia szatana („on srogi ciemności hetman”) wprowadza dodatkowo nastrój niepokoju i zamętu, uzasadniający niemożność znalezienia bez pomocy Boga spokoju w świecie doczesnym. Zresztą inwersje są w każdym z wersów, i w każdym z nich pełnią tę samą funkcję: podkreślają niepokój, zamęt – cechujące ludzką egzystencję.
Uwaga!
Forma utworów metafizycznych odpowiada ich treści: wyraża zadziwienie światem i świata tego wewnętrzną niespójność, przeciwstawioną Boskiemu ładowi.
Sebastian Grabowiecki
Można wskazać wielu innych polskich poetów, konstruujących podobny do Sępowego obraz świata. Sebastian Grabowiecki w pierwszym z cyklu swoich sonetów wykorzystuje, tylekroć przez poetów eksploatowany, motyw letnich upałów. Nie po to jednak, aby ukazać piękno rozkwitającej przyrody, lecz przeciwnie – aby zobrazować jej niepokój, panujące w niej przerażenie:
Rzeki strwożone z brzegami swoimi
dzieląc się, w źrzódła nazad się wracają;
ziemia tła, a gdzie mieśca oddychają,
[ziemia tli się, gdzie są miejsca, które parują]
zda się, że Etna dmie ogniami swymi.
Tak przedstawiona natura, nabrzmiała od gorąca, z tlącą się ziemią, parującą wulkanicznymi wyziewami – nie przynosi człowiekowi ukojenia, radości. Inwersje, oksymorony i przerzutnie podkreślić mają kontrast między owym letnim dniem a nastrojem człowieka, obawiającego się wiecznego potępienia. Zarazem jednak wydaje się, że nastrój ten może być także wynikiem obserwacji umęczonej, a więc pełnej niepokoju przyrody:
Ja drżę – gorącem inszy zmordowani,
a z strachów równan być mogę do lodu
przed ogniem, w którym trwają potępieni.
Można jednak w twórczości Grabowieckiego dostrzec nieco mniejszy dramatyzm w przedstawianiu losu ludzkiego niż u Sępa Szarzyńskiego. Poeta zdaje się z większym spokojem akceptować zawiłości świata i wynikające z nich trudności ludzkiej egzystencji. Być może, z większym spokojem oczekuje łaski Bożej. Będąc moralistą, wytykając człowiekowi jego grzechy, napomina zarazem:
Umiłuj rozum, kochaj się w baczeniu;
na miłosierdziu godzi się stworzeniu
Pańskim polegać. Mów: – Niech, Ojcze, będzie
Twa wola wszędzie.
Religijność poetów określanych mianem metafizycznych jest faktem oczywistym. Wszyscy oni żyli w epoce szczególnych poszukiwań religijnych. Świadomie wybierali wyznanie, niekiedy zmieniali je. Wiara stanowiła ważny, najczęściej najważniejszy element ich życia. Sebastian Grabowiecki jako dojrzały człowiek, po śmierci żony, wstąpił do klasztoru, w którym spędził ponad dwadzieścia lat. O życiorysach poetów metafizycznych wiemy niewiele, ale czasem ich biografie wykorzystywane są do interpretacji ich twórczości.
Daniel Naborowski
Bywa tak między innymi w wypadku Daniela Naborowskiego, o którym wiadomo, że był niezwykłym erudytą, człowiekiem wykształconym, intelektualnie podchodzącym do świata, choć zarazem żarliwym wyznawcą kalwinizmu. Jego utwory podejmują wątki podobne do wcześniej omawianych. Cechuje je jednak właśnie swoisty intelektualizm. Znanym jego przykładem może być słynny wiersz Krótkość żywota, w wyrafinowanej formie, w lapidarny sposób rozważający filozoficzne zagadnienia: czasu, przemijania, śmierci. Szczególne wrażenie wywołuje kunsztowna forma utworu. Każde słowo znajduje tu swoje głębokie uzasadnienie i budzi wielorakie skojarzenia.
Godzina za godziną niepojęcie chodzi:
był przodek, byłeś ty sam, potomek się rodzi.
Krótka rozprawa: jutro, coś dziś jest, nie będziesz,
a żeś był – nieboszczyka imienia nabędziesz.
Upersonifikowany czas jest w tym wierszu jakby niepokojącym towarzyszem człowieka. Jawi się jako niepojęta tajemnica. Mija tak szybko, że aby zobrazować krótkość życia ludzkiego, poeta nie wykorzystuje nawet czasu teraźniejszego. Mówi o człowieku jedynie w czasie przeszłym: „byłeś”, i dodaje:
Wtenczas, kiedy ty myślisz, jużeś był, nieboże;
między śmiercią, rodzeniem byt nasz ledwie może
nazwan być czwartą częścią mgnienia.
Owo „mgnienie” podkreślone jest i przez znaczenie wyrazów, którymi określa się ludzkie życie, i przez samo to, że są tak krótkie: „… cień, dym, wiatr, błysk…”. Wszystkie one oznaczają zjawiska ulotne, nieuchwytne, takie „mgnienia” właśnie. „Kołem niehamowanym lotny czas uchodzi,/ z którego spadł niejeden, co na starość godzi” – pisze Naborowski. Jedyne, o co człowiek może zapytać, to rodzaj ruchu tego koła. Wydaje się, że dokądś się ono toczy… Dokąd? Na to pytanie odpowiedź nie pada. Zauważmy jednak, że w wierszu tym wszystko jest w ruchu, wiruje, pędzi, kręci się, zmienia w błyskawicznym tempie. Tak jak w życiu właśnie i jak… w kosmosie. Bo wiersz ten obrazuje krótkość życia ludzkiego, lecz jest także wizją wszechświata – tajemniczego, niepojętego, zmiennego.
Wizja taka pojawia się również w innych wierszach Naborowskiego, na przykład w Impresie:
Nic stałego na świecie, ponieważ i wdzięczna
pochodnia Tytanowa [słońce], błędna twarz miesięczna
za niebieskim obrotem zachodzą i wstają –
cóż człowiek, jeśli nieba swą odmianę mają?
Trudne jest życie człowieka – pyłka zagubionego w kosmosie. Może ratunkiem dla niego, możliwością okiełznania tej tajemniczej rzeczywistości, w której się na chwilę pojawia, jest świadomość? Naborowski, podobnie jak Pascal, zdaje się sądzić, że człowiek to trzcina, ale trzcina myśląca, i, także podobnie jak Pascal, uważa, że od innych bytów odróżnia nas świadomość śmierci. Paradoksalnie to ona właśnie przyczynić się może do nadania naszemu życiu sensu, a na pewno do umiejętnego wykorzystywania daru, jakim jest życie: „Dwakroć żyje, kto umrzeć się gotuje,/umiera dwakroć, kto się śmiertelnym nie czuje”.
Wątki metafizyczne napotkać możemy także w twórczości wielu poetów, których na ogół nie traktuje się jako przedstawicieli nurtu poezji metafizycznej. Jednym z nich jest Wacław Potocki, w którego dziełach znajdujemy wiele egzystencjalnego niepokoju. W wierszu Człowiek – igrzysko Boże czytamy:
Cóż jest świat? Szachownica. Właśnie mu to służy.
A ludzie co są? Szachy rozmaitej struży.
Tu żywot – białe pole, czarne – śmierć zaswoi [przywłaszczy sobie].
Wacław Potocki
Znany nam już z omówionych wcześniej wierszy świat pełen kontrastów pojawia się także w utworach Potockiego, interpretowanych jednak często przy innych okazjach. Wspomnijmy zatem o mniej znanych, a frapujących jego utworach: Płodowi z matką umarłemu, Płodowi umarłemu w matce żywej czy Dziecięciu w pieluchach. Już tytuły mówią same za siebie – wiersze dotyczą znikomości naszego życia. Pełne zawiłej metaforyki, trudne do zrozumienia – ukazują paradoksy egzystencji i stawiają dramatyczne pytania o zbawienie. Umarły płód…
we wnętrznościach własnej swej matki zabity
we wnętrzności macierze idzie pospolitej;
stąd, choć jego grób żyje, już na popiół zgniły,
czeka trupem wtórnego powstania z mogiły.
Mamy tu do czynienia z sytuacją dziecka, które, wydobyte z ciała matki, zostanie pochowane w matce ziemi („macierze pospolitej”), a następnie, jak przypuszcza poeta, dostąpi łaski zmartwychwstania i zbawienia. Sposób przedstawienia tego problemu może się wydać makabryczny, ale jest świadectwem typowo metafizycznych rozważań.
Nieuważny czytelnik literatury barokowej może być zaskoczony odnalezieniem wątków metafizycznych w twórczości Jana Andrzeja Morsztyna. Ten, jak by się zdawało, typowy twórca frywolnych utworów dworskich jest przecież także autorem sonetu W kwartanie, w którym męczony gorączką bohater zwraca się z rozpaczą do Boga:
Ach, jeśli już w tym piecu skończyć muszę
i śmiercią samą przygasić płomienia,
Ty od wiecznego wybaw ognia duszę.
Spod pióra Morsztyna wyszedł także długi poemat Pot krwawy, przedstawiający w plastycznych obrazach mękę Chrystusa, będący wyrazem żarliwej wiary.
Twierdzenie o obecności wątków metafizycznych w kulturze polskiego baroku, a wręcz o przesyceniu jej tymi wątkami – wydaje się zatem nader prawomocne. Poeci metafizyczni polskiego baroku podejmują specyficzne tematy, używają osobliwego języka i w charakterystyczny sposób dążą do zobrazowania zawiłego i tajemniczego świata.
Zobacz:
Pamiętniki Paska dokumentem mentalności XVII-wiecznego szlachcica Sarmaty.