Chłopi Władysława Stanisława Reymonta
Oto dziewiętnastowieczna wieś: bez traktora, telewizora, ba!, nawet bez murowanych budynków. Zewnętrznie wieś się zmieniła, lecz mentalność jej mieszkańców pozostała podobna. Nadal o pozycji człowieka przesądza tu ilość posiadanej ziemi, liczy się siła, obowiązują twarde prawa życia w gromadzie.
Chłopi poruszają co najmniej kilkanaście wątków. Uwagę czytelników najbardziej przyciągają losy pięknej Jagusi, wydanej za starego, bardzo bogatego Macieja Borynę, i jej kolejne romanse. Oprócz nich jednak ukazany tu został konflikt lipieckich chłopów z dworem o ewentualną sprzedaż lasu Niemcom, rywalizacja ojca i syna – Macieja Boryny i Antka Boryny – o jedną kobietę, dzieje dawnego powstańca, a dziś parobka, Kuby. Każdy wątek doprowadzony jest do końca i ukazany ze wszystkimi szczegółami. Widać tu doskonałą szkołę klasycznego realizmu.
Są w powieści precyzyjne opisy wiejskiej rzeczywistości (jarmark w Tynowie, chłopskie Zaduszki z rzucaniem chleba na groby), ale odzwierciedla ona również inne tendencje typowe dla prozy młodopolskiej. Jest syntezą naturalizmu, impresjonizmu i symbolizmu, obecne są w niej wątki ekspresjonistyczne. Jeśli chodzi o kompozycję, utwór dzieli się na cztery części, odpowiadające porom roku. Całe chłopskie życie podporządkowane jest pracy na roli. Jego rytm wyznaczają żniwa, kopanie ziemniaków, zbieranie kapusty. Ziemia nie może czekać – gdy, po aresztowaniu mężczyzn w wyniku bójki we dworze, w Lipcach zabrakło rąk do pracy, z pomocą przyszli gospodarze z innych wsi.
Gdzie jeszcze widać wpływy naturalizmu?
W opisach walki o byt: w obrazach głodu na przednówku, smutnego losu komorników, scenach bicia parobków przez Borynę. W podkreślaniu „stadnego” charakteru życia wsi – tak jak zwierzęca gromada ma ona swojego przywódcę, którym jest najsilniejszy samiec, Maciej Boryna. I oczywiście w traktowaniu ludzkiej seksualności, którą uosabia Jagna.
A wpływy impresjonizmu i symbolizmu?
Głównie w opisach przyrody, nasyconych emocjami, zbliżonych do liryki (opis „najmilszych, krótkich, nagrzanych” letnich nocy, ekspresjonistyczny opis wiosennej burzy).
Nie wszystkie wydarzenia rozgrywają się na naszych oczach. Opowiadający o nich narrator przyjmuje, zależnie od sytuacji, jedną z trzech ról: młodopolskiego stylisty (na przykład w symbolicznym opisie śmierci Macieja Boryny), „wiejskiego gaduły” (opowiadanie o stworzeniu przez chłopa wołu) lub realistycznego obserwatora (w opisach obrzędowości). Czytając utwór, ulegamy złudzeniu, że jest on napisany gwarą, ale to nieprawda. Obejmuje ona zaledwie dwadzieścia procent tekstu, reszta to język literacki. Reymont okazał się mistrzem stylizacji: doskonałe efekty uzyskał, wplatając do tekstu przenośnie i porównania zaczerpnięte z życia przyrody (Hanka jest „jak ćma”, Jagusia to „młoda jałowica”, Antek – „chłop jak smok”), wprowadzając typowo ludowy humor (pieśni i przyśpiewki) oraz drobne, ale sugestywne środki językowe (na przykład zamiast „który” konsekwentnie pojawia się słowo „któren”, zamiast „tylko” – „ino”, zamiast „jako” – „kiej”). Znamienne, że powieść rozpoczyna się od słów „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”, a kończy zdaniem: „Ostańcie z Bogiem, dobra kobieto”. W ten sposób pisarz nie tylko spiął akcję swego rodzaju klamrą kompozycyjną, ale również wprowadził do książki żywioł religijności, która stanowiła przecież nieodzowny składnik mentalności chłopów.
Ze względu na rozmach, z jakim zakrojeni zostali Chłopi, śmiało możemy ich określić mianem epopei. Przemawia za tym także fakt istnienia bohatera zbiorowego; wśród występujących tu postaci trudno byłoby wskazać tę najważniejszą, każda z nich nabiera znaczenia dopiero na tle całości. Czas, jak to w epopei, też jest przełomowy. W życie mieszkańców Lipiec zaczynają się wdzierać nowe zjawiska: emigracja zarobkowa, kolonizacja niemiecka. To jednak zupełnie inna epopeja niż Pan Tadeusz czy, mające pewne cechy tego gatunku, Nad Niemnem. W tamtych utworach główną rolę odgrywała szlachta, a w tej pojawia się ona zaledwie migawkowo (w osobach schłopiałego szlachcica Rocha i brata dziedzica). Do konwencji eposu nawiązują też patetyczne opisy śmierci trojga bohaterów: Kuby, Boryny i Agaty.
Ludzie bezdomni Stefana Żeromskiego
Jaki jest rodowód dziewiętnastowiecznej inteligencji? W przeważającej części wywodzi się z ziemiaństwa, czasami nieco zubożałego, ale rzadko z rodzin naprawdę biednych. Domy inteligentów, a więc także lekarzy, były najczęściej zamożne. Jak w takim otoczeniu czuł się Tomasz Judym, ubogi syn szewca pijaka, który skończył studia dzięki finansowej pomocy ciotki? Miał dwie drogi: albo szybko zapomnieć o swoim pochodzeniu, albo dołączyć do grona szaleńców marzących o zasypaniu przepaści między bogatymi a biednymi. Bohater Ludzi bezdomnych wybiera tę drugą i w ten sposób rozpoczyna się jego tułaczka – dosłowna i duchowa. Ambitny lekarz o społecznikowskim zacięciu budził podziw, ale nie był wygodnym współpracownikiem, więc koledzy, konformiści, w przyspieszonym tempie pozbyli się go z Warszawy. W sanatorium w Cisach też nie zagrzał miejsca, domagał się bowiem oczyszczenia rzeki z trującego mułu. Wyjeżdża więc do górniczego miasteczka na Śląsku i wreszcie czuje się naprawdę potrzebny.
Od panoramy obyczajowej ważniejsze są w tej powieści problemy ideowe i moralne. Co dręczy Judyma? Przekonany jest, że jako społecznik nie ma prawa do szczęścia osobistego, bo wszystkie swoje uczucia i cały swój czas musi oddać cierpiącym. Rodzina by mu w tym przeszkadzała, dlatego odrzuca uczucie zakochanej w nim Joasi Podborskiej. I on jednak darzy ją uczuciem. W przypominającym prozę poetycką rozdziale Przyjdź nie pada ani jedno słowo o miłości, ale jego atmosfera pozwala nam się domyślić, że chodzi tu o narodziny tego właśnie uczucia. Słuszność decyzji Judyma oceńcie sami; przecież Joasia nie jest salonową lalką i mogłaby mu pomagać w pracy. Powieść sygnalizuje problem, wobec którego, mimo upływającego czasu, trudno pozostać obojętnym.
Powieść Ludzie bezdomni charakteryzuje się luźną budową. Jej akcję przerywają fragmenty liryczne (Przyjdź), poza tym wplecione są do niej ustępy z dziennika Joasi (Zwierzenia). Niektóre partie tekstu mogłyby być samodzielnymi utworami, na przykład rozdział Swawolny Dyzio. Cała powieść przesycona jest subiektywizmem, a to typowa cecha prozy modernistycznej. Znajdujemy tu także elementy symbolizmu. Symboliczny jest tytuł. Symbolami są dwa obejrzane przez Judyma w Luwrze dzieła sztuki: antyczny posąg Wenus z Milo i obraz Puvisa de Chavannes’a Ubogi rybak. Każde z nich symbolizuje inny aspekt życia: Wenus to zmysłowość, miłość i radość, rybak zaś smutek i nędza. Jest jednak coś, co je łączy: zdolność wywoływania we wrażliwym człowieku silnych uczuć i refleksji nad złożonością życia.
Nowele i opowiadania Stefana Żeromskiego
Czy zapadający zmrok może być bohaterem utworu literackiego? Lektura opowiadania Żeromskiego Zmierzch przekonuje, że tak. Chociaż podejmuje dobrze znaną z nowelistyki pozytywistycznej problematykę społeczną, została ona ujęta w bardzo oryginalny sposób. Żeromski zawiązał fabułę utworu wokół postaci Walka Gibały, który był wyrobnikiem u bezwzględnego dziedzica, ale w opowiadaniu współistnieją dwa, dopełniające się, porządki. Pierwszy to realistycznie oddana dola Walka i jego żony. Drugi to pełen liryzmu, nastrojem zbliżony do młodopolskich tekstów katastroficznych, na przykład Hymnów Kasprowicza, symboliczny opis przyrody. Posępna przyroda wtóruje zmęczeniu bohaterów, potęguje też lęk Gibałowej o dziecko pozostawione samotnie w chacie. Najbardziej czytelny symbol to pojawiające się w zakończeniu maleńkie światełko rzucone biedakom przez jedną, jedyną gwiazdkę – w swoim smutnym życiu nie mogą oni liczyć na zbyt wiele. Żeromski po mistrzowsku operuje nastrojem. W sposób niespotykany dotąd w prozie przesyca utwór uczuciowością i zbliża go do poezji.
Podobne walory ma opowiadanie Rozdzióbią nas kruki, wrony…, ale w nim znajdziemy także wpływy naturalizmu. W smutny, dżdżysty poranek ginie samotny żołnierz, niedawny uczestnik powstania styczniowego. Wkrótce nad jego zwłokami pojawia się stado żarłocznych ptaków. Nie tylko one jednak czatują na łup. Znalezione przy powstańcu „żelastwo” to dar losu dla chłopa z pobliskiej wsi. Żeromski go nie potępia, bo jego zdaniem za polityczną nieświadomość ludu odpowiadają „metafizycy reakcji i prorocy ciemnoty”, czyli izolujące się od chłopstwa ziemiaństwo i magnateria.
Splecione ze sobą elementy naturalizmu, impresjonizmu i symbolizmu – podkreślają też dramatyzm Zapomnienia (biedak Obala zostaje skatowany przez właściciela tartaku za kradzież desek na trumnę dla zmarłego syna) i Doktora Piotra (młody lekarz wyrzeka się swojego ojca, gdy dowiaduje się, że ten kształcił go za pieniądze zawłaszczane robotnikom).
Tak jak teksty liryczne, wczesne nowele i opowiadania Żeromskiego służą przede wszystkim wyrażeniu emocji i przekonań autora, a nie rzeczowemu przedstawieniu wydarzeń. Pisarz nie uniknął w nich dawki naturalistycznej bezwzględności, ale nawet najtragiczniejsze fakty tonowane są przez pierwiastek poetyckości, nastrojowości. A przesłania utworów nie mają w sobie nic z pozytywistycznych tez i moralizatorstwa. To dzieła wyjątkowo oryginalne, i na tym polega ich siła.
Wierna rzeka Stefana Żeromskiego
Fabuła tej opowieści o powstaniu styczniowym zamyka się w niewielkim kręgu zdarzeń i postaci. Akcja rozgrywa się w dworku szlacheckim na Kielecczyźnie, nad rzeką Łośną. Głównym tematem jest miłość powstańca i ubogiej szlachcianki, która ocaliła mu życie. Przesłanie tej książki jest jednak bardzo istotne. Po pierwsze, Żeromski powrócił w niej do związku walki narodowowyzwoleńczej ze sprawą chłopską; to motyw znany z Rozdzióbią nas kruki, wrony… Zgodnie z prawdą historyczną ukazał chłopów biorących udział w powstaniu, ale nie pominął też problemu niezawinionej ciemnoty ludu, patrzącego nieufnie na „pański” zryw. Cały utwór – i epizody odnoszące się do powstania, i sceny miłosne, i opisy tak bliskiego pisarzowi krajobrazu ziemi kieleckiej – przenika liryzm.
Związek człowieka z przyrodą znalazł piękny, symboliczny wyraz w zakończeniu tekstu, gdy bohaterka, Salomea Brynicka, wrzuca do rzeki pieniądze, które dumna księżna Odrowążowa dała dziewczynie za opiekę nad synem, nie zgadzając się jednocześnie na ich małżeństwo: „Woda plusnęła – na znak. Ona jedna zrozumiała męczarnię serca. Ona jedna przywtórowała mu dźwiękiem zrozumienia”. Słowa te pozwalają zrozumieć, dlaczego w tytule utworu rzeka została określona jako wierna.
Ze względu na skupienie treści wokół jednego wątku przesadą byłoby nazywać Wierną rzekę powieścią. Nie jest to jednak również nowela, bo tekst to obszerny i wiele w nim epizodów. Przyjęło się więc określać ją jako opowieść. Sam autor w podtytule nazywa ją klechdą, podkreślając w ten sposób związek opisanej przez siebie historii z ustną tradycją ludową.
Moralność pani Dulskiej Gabrieli Zapolskiej
Jesteśmy w zapchanym kiczowatymi meblami i mnóstwem bibelotów mieszczańskim salonie państwa Dulskich. Tytułowej bohaterki słuchają się zarówno zahukany, zawsze milczący mąż Felicjan, jak i córki: żywa, rezolutna Hesia i słabowita Mela. Wstyd rodzinie przynosi tylko najstarszy syn Zbyszko. W domu bywa gościem – odsypia tu zazwyczaj zarwane przez hulanki noce. Podobno spotyka się nawet z aktorkami, traci zdrowie i… pieniądze. Dulska nie może pogodzić się z trybem życia pierworodnego i wpada na genialny pomysł: aby zatrzymać go w domu, toleruje jego romans z młodą i ładną służącą Hanką. Fakt ten nie przeszkadza jej uważać się za strażniczkę moralności. Jako właścicielka kamienicy wymawia mieszkanie lokatorce, która próbowała popełnić samobójstwo. Pogotowie pod takim porządnym domem! Rodzina Dulskich na językach całego Krakowa, a ich nazwisko wymienione w gazecie! To skandal, przez który dziewczęta mogą mieć kłopoty z zamążpójściem! Jakby tej obłudy było mało, Dulska bez wyrzutów sumienia wynajmuje lokal… nierządnicy. Kokota bez protestów płaci wygórowany czynsz, zresztą uprawia swoją profesję bardzo dyskretnie. Pieniądze się przydadzą, a przecież tej, od której pochodzą, zawsze można się nie kłaniać.
Jeśli zaś chodzi o syna, w pewnej chwili plan Dulskiej się załamuje. Hanka zachodzi w ciążę, a Zbyszko bohatersko chce się z nią ożenić. Nad rodziną znowu wisi groźba skandalu – tym razem z powodu mezaliansu. Zdesperowana matka wespół z kuzynką Juliasiewiczową przygotowuje kolejną intrygę, która ma zapobiec niefortunnemu związkowi. Kulisy wydarzeń nie tylko odsłaniają zakłamanie Dulskiej, ale też pokazują narodziny nowego kołtuna: jest nim, dotąd pogardzający drobnomieszczańskimi zasadami, Zbyszko. Chłopak bez trudu daje się zastraszyć matce i kuzynce. Uwiedzionej zaś Dulska daje pieniądze i szybko ją odprawia. Reakcja dziewczyny, której nie obchodzi nic poza wysokością odszkodowania, jest nieco zaskakująca. Czy uważa, że lepiej urodzeni mogą robić z „motłochem” wszystko? A może naturalistka Zapolska pragnie ukazać jej chłopską pazerność i cechujący tę klasę brak uczuć wyższych? W zakończeniu wszystko wraca do, jakże smutnego, „porządku”. Rozumiejące co nieco z całego zamieszania dziewczęta matka zapędza do ćwiczenia gam, a sama oddycha z ulgą: „będzie znów można zacząć żyć po bożemu”.
Ot i cała tragifarsa. Dlaczego dramat, w którym triumfuje kołtuństwo i obłuda, ciągle nas bawi i, niestety, nadal jest aktualny? Bo cechy bohaterów, które Zapolska uznała za charakterystyczne dla mieszczan końca XIX wieku (naturalistyczny postulat typowości!), okazały się bardziej uniwersalne, niż mogła przypuszczać. Minęła moda na salony z palmami i ogromne kapelusze, ale wraz z nią nie skończyły się czasy moralnego daltonizmu, który uosabia nie tylko tytułowa bohaterka utworu.
Dramaty naturalistyczne ukazują życie z całą jego drapieżnością, brzydotę moralną i zepsucie bohaterów. Poza tym ich autorzy zrywają z tradycyjnym podziałem sztuk na tragedie i komedie – w przekonaniu, że w teatrze, tak jak w życiu, „łezka i groteska” zawsze znajdują się w swoim bliskim sąsiedztwie, a wydarzenia wielkie i tragiczne przytrafiają się nie tylko wybitnym osobom, lecz także ludziom z pogardzanych klas. Naturaliści dbali o to, by ich bohaterowie posługiwali się językiem typowym dla swojego środowiska. Widać to u Zapolskiej. Pozująca na moralistkę Dulska przyjmuje ton patetyczny („Własną piersią cię wykarmiłam!”), a zapatrzony w modernistyczną bohemę Zbyszko odzywa się do niej z nonszalancją („Trzeba mi było dawać mączkę Nestla. Bardzo pożywna”).
Wesele Stanisława Wyspiańskiego
Młodopolscy artyści często kochali się w pięknych chłopkach, ale tym razem Kraków przeżył prawdziwą sensację. Oto pochodzący z profesorskiej rodziny poeta Lucjan Rydel wziął za żonę Jadwigę Mikołajczykównę z pobliskich Bronowic. Do ślubu jechali barwnie przybraną bryczką, panna młoda zamiast welonu miała na głowie krakowski wianek, a na hucznym weselu bawiła się cała artystyczna bohema z Wyspiańskim włącznie. I tak narodził się dramat, którego akt I zdaje się zapowiadać komedię obyczajową. Nietrudno o zabawne nieporozumienia, gdy w jednej izbie bawią się inteligenci, chłopi i artyści. Co chwila któryś z nich wychodzi na próg i, odpoczywając, gawędzi z właśnie napotkaną osobą.
W akcie I Wesela nie ma akcji pojętej jako ciąg powiązanych logicznie zdarzeń. To raczej zbiór dialogów na różne tematy, przywodzących na myśl konwencję ludowej szopki. Prezentują się w nich wszystkie realistyczne postaci dramatu, lecz zarazem ujawniają się konflikty występujące między inteligencją a chłopstwem – dwiema najważniejszymi klasami społecznymi w Galicji. Inteligenci mają wrażenie, że czas się zatrzymał, a polska wieś ciągle jest sielską ostoją tradycji („Niech na całym świecie wojna […], byle polska wieś […] spokojna” mówi Dziennikarz do Czepca). Tymczasem jednak realia się zmieniły. Stąd brak zrozumienia, którego przejawem jest choćby dialog Radczyni z Kliminą: „Czyście sobie już posiali?” – „Tym to casem się nie siwo!”.
Już jednak w II akcie czeka nas niespodzianka: pojawiają się elementy dramatu symbolicznego. Na scenę wkraczają zaproszone przez Rachelę zjawy. Każda z nich ukazuje się wyłącznie jednemu bohaterowi (wszędobylski jest tylko Chochoł) i stanowi upostaciowanie jego przemyśleń, marzeń i lęków. Dziennikarzowi, którego prototypem jest redaktor Starzewski z krakowskiego Czasu, zjawia się Stańczyk. To symbol mądrości politycznej, lecz także aluzja do nazwy konserwatywnej grupy politycznej stańczyków, skupionych wokół krakowskiego pisma Czas. Poeta widzi Rycerza Czarnego. Ta postać to aluzja do dramatu Tetmajera Zawisza Czarny i symbol zaprzepaszczonych bohaterskich tradycji dawnej Polski. Panu Młodemu ukazuje się Hetman. To zjawa targowiczanina hetmana Branickiego z sakiewką rosyjskich dukatów, otoczonego gromadą diabłów, symbolizującego historyczne przewiny szlachty. Dziad widzi Upiora Szeli, przywódcy rabacji chłopskiej z 1846 roku. A Gospodarz – Wernyhorę. Wraz z pojawieniem się tego ostatniego odżywa myśl o ogólnonarodowym powstaniu.
Akt III jest jednym wielkim oczekiwaniem na znak do rozpoczęcia zrywu. To prawdziwe symboliczne, poetyckie widowisko. Wyspiański po mistrzowsku buduje nastrój i stopniuje napięcie. Zebrani najpierw widzą na niebie „chmury niby rycerzy konnych” i nasłuchują najlżejszych szmerów. W kulminacyjnym momencie wszyscy padają na kolana, a tu… wchodzi Jasiek z czapką z piór, która symbolizuje tradycję rozumianą wyłącznie jako barwna obyczajowość, a jednocześnie niedojrzałość polityczną Polaków. Podnosząc czapkę, upuścił złoty róg, symbolizujący myśl prowadzącą naród ku zwycięstwu.
Za Jaśkiem idzie Chochoł. Teraz on przejmie rządy i zaprosi gości do monotonnego tańca – symbolu bezwładu, marazmu, w którym żyją Polacy. Bohaterowie pozostaną w nim do końca dramatu. Scena to bardzo pesymistyczna, ale właśnie tak Wyspiański postrzegał nasze, pogrążone w wewnętrznych waśniach, społeczeństwo.
Wesele to dramat symboliczny (wpływy Maeterlincka). Ciągła aktualność (dyskusja o naszych narodowych wadach!), a jednocześnie ogromna malarskość tekstu sprawiają, że utwór wciąż jest chętnie wystawiany i oglądany. W 1973 roku Wesele doczekało się nawet adaptacji filmowej, w reżyserii Andrzeja Wajdy, ze wspaniałą muzyką Czesława Niemena.
Zobacz:
Jak znaleźć i wskazać w lekturach młodopolskich impresjonizm?